Dan Brown - Inferno
2.02.2014
Podobno Dan Brown zrobił się schematyczny. Podobno
Robert Langdon zbyt łatwo rozwiązuje niektóre zagadki. Podobno. Oczywiście
każdy patrzy inaczej na daną książkę i nie dziwi mnie fakt, że ktoś może akurat
w ten sposób postrzegać powieści Browna, ba! mogą mu się one nawet w ogóle nie
podobać. Sama jednak należę do osób, które zwyczajnie lubią sposób, w jaki autor
opowiada swoje historie (nawet jeśli pewne elementy nie pojawiają się po raz
pierwszy), a niemal każdy tytuł to dla mnie okazja do niezwykłej podróży w meandry
kultury i sztuki kolejnych miast i krajów,
które na warsztat bierze Brown. To także przede wszystkim świetna rozrywka,
której towarzyszy pełne akcji rozwiązywanie przemyślanie skonstruowanej
tajemnicy – raz w towarzystwie Roberta Langdona, innym razem innych postaci.
Pewne jest jedno – po lekturze poprzednich książek autora nie mogłam przejść obojętnie
obok najnowszej z nich – „Inferno”.
Tytuł to bezpośrednie nawiązanie do chyba
najbardziej znanego dzieła Dante Alighieriego „Boska komedia”, a właściwie do jego pierwszej części czyli „Piekła”
(z włoskiego „Inferno”). To wokół niego
toczy się cała akcja i to ono spaja kolejne wydarzenia, których jesteśmy świadkami.
Z jednej strony jest impulsem do opracowania szaleńczego planu przez pewnego
zielonookiego miliardera, z drugiej jest jedynym sposobem na rozwiązanie tej
zawiłej zagadki, która niejednokrotnie będzie wymagała zejścia do ostatnich
kręgów piekieł. A któż inny lepiej sobie poradzi z niejednoznacznością dzieła
włoskiego pisarza i wskazówkami prowadzącymi do celu, jak nie znany już z innych
powieści Browna Robert Langdon. Ten inteligentny i poważany profesor Harvardu, który
na szeroko pojętej sztuce, kulturze i przede wszystkim ikonografii zna się jak
nikt inny, po raz kolejny stanie przez zadaniem od którego zależeć będą losy
wielu ludzkich istnień.
Można by stwierdzić, że Robert Langdon ma
albo skłonności do zostawania wybawicielem świata albo ogromnego pecha, który
sprawia, że zostaje wplątany w wydarzenia, których sieć zaciska się tak bardzo,
że nijak nie można się z niej wyplątać. Tym razem budzi się w szpitalu nie
mając zupełnie pojęcia jak się tam znalazł, a jakby tego było mało, okazuje się,
że zamiast w Stanach, z których posiada ostatnie wspomnienie, przebywa właśnie
we włoskiej Florencji. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy ktoś chce go zabić i Robert zmuszony jest uciekać w towarzystwie
dopiero co poznanej lekarki – Sienny Brooks. Jedynym znakiem ostatnich dni,
które pojawiają się w jego głowie są dziwne, makabryczne wizje oraz ukryty w jego marynarce niewielki pojemnik, którego
oznakowanie wskazuje na niebezpieczną chemiczną substancję. Jaką rolę odgrywa w
tym wszystkim Światowa Organizacja Zdrowia, problem przeludnienia oraz organizacja
nazywana Konsorcjum, której dewizą jest dotrzymywanie umów swoich klientów bez
zagłębiania się w ich motywy? Na samym początku czytelnik może czuć się
zagubiony, podobnie jak cierpiący na amnezję Langdon – z czasem jednak, jak
zawsze u Browna, kolejne elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje
miejsce.
„Inferno” to z pewnością powieść, w której odnaleźć
można wiele z typowej prozy Browna i nie chodzi tu jedynie o postać Roberta
Langdona (który zresztą nie jest bohaterem każdej jego książki). Nie znając
autora tej pozycji, w trakcie lektury łatwo byłoby się zorientować spod czyjej
ręki wyszła ta historia. Dla mnie jednak, nie jest to w żaden sposób element,
który mógłby stanowić na niekorzyść tej pozycji – właśnie takie pióro Browna
już dosyć dawno poznałam i ogromnie polubiłam, a ponowne z nim spotkanie ani
przez chwilę nie oznaczało nudy i przesadnej przewidywalności. Autor potrafi
zaskakiwać i nawet jeżeli uda nam się wcześniej dopasować jeden czy dwa puzzle,
które składają się na cały obraz, to znajdzie się też taki, którego w danym
miejscu zupełnie się nie spodziewaliśmy. Akcja cały czas toczy się w zawrotnym
tempie, a Florencja nie będzie jedynym miastem, które odwiedzimy. W tym
wszystkim znajdzie się też miejsce na przyjrzenie się nie tylko „Piekłu”
Dantego, ale także niezwykłym dziełom malarskim i architektonicznym. A Brown
piszę o nich w sposób ogromnie sugestywny, jakby tworząc dane fragmenty właśnie
miał przed oczami „Mapę piekieł” Botticellego czy stał na przykład przed Pałacem
Vecchio. Podejrzewam zresztą, że tak mogło być w rzeczywistości – tym bardziej,
że autor znany jest z gruntownego przygotowania do pisania swoich książek i
kulturalnych podróży, które w niemal każdą z nich wplata. A dla czytelnika jest
to doskonała okazja do poszerzenia horyzontów i poznawania miejsc czy artystów,
którym być może wcześniej nie miał okazji się przyjrzeć.
Wydaje mi się, że z Brownem jest podobnie
jak z wieloma innymi pisarzami – albo się ich lubi albo wręcz przeciwnie. Zresztą
nawet sympatia do danego autora nie powinna sprawiać, że zupełnie bezkrytycznie
patrzymy na jego dzieła – sama również dostrzegam
w książkach Browna elementy, które nie do końca mnie przekonują, a niektóre z
jego powieści podobają mi się mniej niż inne. Koniec końców „Inferno” zaliczam
jednak zdecydowanie do tych tytułów, które bez wątpienia mogłabym wpisać na
listę takich, które czytałam z dużym zainteresowaniem i ciekawością. To pozycja
trzymająca w napięciu, pełna ciekawych odniesień do kultury w wielu różnych jej
przejawach oraz dostarczająca mnóstwo rozrywki. I nawet gdyby uznać ją za
typową powieść Browna, to mi takie twierdzenie zupełnie nie przeszkadza, wręcz
przeciwnie – chętnie poczekam na więcej.
„Decyzje podjęte w przeszłości kształtują
naszą teraźniejszość”. (s. 32)
„To jak machanie packą na muchy w kierunku
nadlatującej asteroidy. Bomba zegarowa przestała już tykać. Ona właśnie wybucha”. (s. 138)
„Gdy głód zagląda w oczy, ludzie stają się
zwierzętami”. (s. 454)
17 komentarze
fajna recenzja, tę książkę będę czytać
OdpowiedzUsuńMoże mężowi na walentynki sprawię?
OdpowiedzUsuńJeśli lubi tego autora lub po prostu takie klimaty to zdecydowanie warto! :)
UsuńTematycznie nie do końca mnie przekonuje,ale może kiedyś dam jej szanse.
OdpowiedzUsuńSchematyczność niekaoniecznie uważam za wadę. Myślę że można by to również nazwać stylem pisarza - pewne aspekty będą podobne do tego, co wcześniej napisał bo ... tak po prostu pisze, w tym dobrze się czuje. Eksperymenty z zupełnie odmiennymi konwencjami niekoniecznie dobrze się sprawdzają. Póki co czytałam 2 książki pisarza, miło je wspominam i nie wykluczam, że sięgnę również po Inferno
OdpowiedzUsuńWidzisz, tam gdzie ktoś dostrzega schematyczność, ktoś inny dostrzega pewien wypracowany styl pisania - jak by tego jednak nie nazwać, mi zupełnie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie - takiego Browna lubię :)
Usuńja się przejadłam Brownem. Podobał mi się Kod..., ale potem jego książki były aż za bardzo podobne do siebie...ta z tego co czytałam ma inne motywy, ale brakuje jej czego...co recenzja to trochę inna pozycja;) ale pewnie przeczytam, bo mam na półce po prostu z czystej ciekawości;) Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńRównież spotkałam się z różnymi recenzjami i przypomniały mi one, że to, co mi się podoba, niekoniecznie musi zyskiwać uznanie kogoś innego ;)
UsuńNie czytałam Browna, bardzo mnie kusisz!!!
OdpowiedzUsuńSkuś się, skuś! :)
UsuńPrzeczytałam wszystkie książki Browna. Mnie się podoba i uwielbiam postać Roberta Langdona, który od ekranizacji kojarzy mi się z Tomem Hanksem :)
OdpowiedzUsuńJa samego Toma Hanksa bardzo lubię więc fakt, że to on wcielił się w postać Langdona niezmiernie mnie cieszy :)
UsuńJa niestety nie czytałam "Kodu Leonarda da Vinci" i bardzo pragnęłabym to nadrobić!
OdpowiedzUsuńChciałabym jednak zacząć swoją historię z tym autorem od Aniołów i demonów bądź Kodu :)
OdpowiedzUsuńZainteresowała mnie inspiracja Browna ,,Boską komedią'', za którą przepadam. Już dawno nie sięgałam po książki tego pisarza, czas to nadrobić:)
OdpowiedzUsuńKsiążka, którą non stop spotykam na wystawie w Empiku :)
OdpowiedzUsuńOpasłe tomisko - w sam raz dla mnie! :D
Mój tata lubi Browna, więc pewnie kiedyś książka trafi pod mój dach, ale raczej specjalnie dla tata, a nie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)