Jodi Picoult - Bez mojej zgody
12.01.2014
Jodi Picoult, Bez mojej zgody [My Sister's Keeper], tłum. Michał Juszkiewicz, Prószyński i S-ka, 2012, 528 stron.
Nie ma co ukrywać, że kolejność, w której
najpierw ogląda się film, a później czyta książkę, wpływa znacząco
na to, jak odbieramy daną lekturę. Chyba dlatego trochę z dystansem podeszłam do
„Bez mojej zgody” Jodi Picoult. Historia ta była mi znana z ekranu (i jako taka zrobiła na mnie wrażenie), ale
zapewnienia innych, że książka jest jeszcze lepsza i do tego ma inne
zakończenie sprawiły, że postanowiłam przekonać się na własnej skórze czy znajomość
pewnych elementów fabuły wpłynie na to jak odbiorę całość.
Anna mając trzynaście lat postanawia
zmienić coś w swoim życiu, które do tej pory w praktyce nie należało do niej. Jej
rodzice, Sara i Brian, zdecydowali się na jej sztuczne, genetycznie zaplanowane poczęcie, właściwie
tylko dlatego, że było ono szansą nie tyle na sprowadzenie na świat nowego
życia, ale na ocalenie innego. Kate, ich córka, choruje na ostrą formę
białaczki, a posiadanie siostry o pełnej zgodności tkankowej było dla niej
jedyną szansą przetrwania i doprowadzenia do remisji choroby. Ta, choć
czasami uśpiona, wciąż w końcu powraca i to Anna, a właściwie jej krew czy szpik
za każdym razem okazują się być najlepszym możliwym rozwiązaniem. Tak się
jednak składa, że w codzienności, w której priorytetem staje się życie Kate, potrzeby
Anny i to, czego ona pragnie ma znaczenie drugorzędne. Wniosek o usamowolnienie
w kwestiach medycznych ma być dla niej szansą na zmianę. Problem tylko w tym,
że prawo do decydowania o własnym ciele oznacza jednocześnie śmierć siostry.
Od chwili diagnozy Sara jako matka robi
wszystko, aby nie dopuścić do śmierci córki. Niemal każdy jej krok, każdy dzień i każde działanie
jest podporządkowane Kate. Ma wsparcie w swoim mężu, ale problemy wychowawcze z
synem Jessiem, a także pozew złożony przez Annę pokazują, że w ich codzienności nie
tylko choroba sieje spustoszenie.
Pojawia się pytanie czy ratowanie życia jednego dziecka daje prawo do
decydowania za drugie? Czy Anna w pełni zdaje sobie sprawę jakie konsekwencje
pociąga za sobą jej decyzja i czy będzie w stanie doprowadzić swoje
postanowienie do końca? I wreszcie – czy
to jest to, czego rzeczywiście chce?
Takich trudnych pytań, mnożących się
wątpliwości i niedostatku właściwych odpowiedzi jest w tej książce wiele. Jak
zawsze Picoult porusza problemy, których nie da się ot, tak rozwiązać, wskazując
co jest dobre, a co złe. Z jednej strony współczujemy Annie, widząc jak mało
istotne stało się to, czego pragnie w porównaniu do nieustannej walki o życie
siostry. Możemy złościć się na Sarę, że w tej bitwie przestała się w pewnej
chwili liczyć ze stratami i możliwymi rannymi,
ale czy jej działania nie są w pewnym sensie logicznym następstwem matczynej
miłości?
Wcześniejsze zobaczenie filmu odebrało mi
jedną rzecz – nawet nie tyle zaskoczenie motywacją Anny, ile możliwość spojrzenia na jej postępowanie bez świadomości dlaczego robi to wszystko.
Pewnie nieco inaczej oceniałabym wtedy niektóre zdarzenia oraz działania i czytanie
miałoby trochę inny smak. Okazuje się jednak, że emocji, które odczuwałam w
czasie lektury seans odebrać mi nie
zdołał. Nawet znając niektóre elementy fabuły, nie byłam w stanie czytać ich tylko
jako powtórzenia znanej już historii. Zdolność Picoult do poruszania wielu
strun w czytelniku sprawia, że kolejne uczucia napływają falami – czasami uderzając
nas tak, że niemal uginamy się pod ich siłą.
Być może gdyby nie film te wszystkie wrażenia zyskałyby postać sztormu szalejącego
w rozrywanym sercu i ściśniętym gardle, ale i tak niejednokrotnie emocje brały
górę nad faktem, że historię znałam wcześniej. Zresztą… w obliczu takiego
zakończenia, z jakim zostawia czytelnika autorka, nie jest się w stanie pozostać obojętnym.
A przynajmniej ja nie potrafiłam.
Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji poznać prozy
Jodi Picoult – „Bez mojej zgody” jest do tego dobrą okazją. To książka, którą
autorka po raz kolejny udowadnia, że w życiu nie ma prostych rozwiązań, a sama
miłość nie zawsze jest odpowiedzią na wszystko – czasem to ona stawia pytania,
z którymi musimy się mierzyć.
„Ja natomiast przyszłam na świat w bardzo
konkretnym celu. (…) Urodziłam się, ponieważ lekarz specjalista zadbał o to, żeby
jajeczko mojej matki i nasienie mojego ojca połączyły się w określony sposób,
dając w rezultacie szczególną kombinację bezcennego materiału genetycznego”. (s.
14)
„Bardzo
łatwo jest zacząć myśleć, że skoro cały twój świat nagle zamarł w miejscu, to
wszystkich dookoła powinno spotkać to samo. Nic z tych rzeczy (…) Życie toczy
się dalej”. (s. 90)
17 komentarze
Oj niefajnie, że najpierw oglądałaś film :/ Mi zakończenie książki bardziej się podobało, było bardziej zaskakujące i szokujące. Wzruszająca powieść.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście zakończenie i mnie zaskoczyło - zupełnie się takiego obrotu spraw nie spodziewałam.
Usuń:)
Filmu nie oglądałam a książkę czytałam dawno temu... Zakończenia nie pamiętam, ale pamiętam, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńZgrabna recenzja...ale mnie nie jest po drodze z Jodi Picoult - niestety :(
OdpowiedzUsuńWiadomo - nic na siłę :)
UsuńI czytałam i oglądałam. Na szczęście najpierw czytałam:) Bardzo lubię książki Picoult i czytałam wszystkie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
O! Za mną dopiero 3 jej książki, ale mam w planach lekturę reszty tytułów :)
UsuńCzytałam i mocno przeżywałam tę książkę. Gorąco polecam.
OdpowiedzUsuńWiesz co, oglądałam film, ale już go nie pamiętam, więc w sumie... się nie liczy :))
OdpowiedzUsuńUff.
Najpierw książka, potem film.
O tak, taka kolejność jest zdecydowanie lepsza :) gorzej jak człowiek po fakcie się zorientuje, że jest też książka, a nie tylko film :)
UsuńChyba zaczne od tej książki.
OdpowiedzUsuńoglądałam film i chciałabym przeczytać książkę...myślę, ze będzie o wiele lepsza od filmu;)
OdpowiedzUsuńNiestety oglądałam już film więc póki co książkę omijam, choć jestem ciekawa tego innego zakończenia...
OdpowiedzUsuńNie wszystkie książki autorki mi się podobały, ale ta akurat była bardzo dobra. Film też mnie poruszył.
OdpowiedzUsuńA mi film podobał się bardziej niż książka... :P
OdpowiedzUsuńFilm na podstawie tej książki widziałam, nawet dwukrotnie. Natomiast samej książki nie czytałam, nawet nie wiedziałam, że ma inne zakończenie, niż jej ekranizacja. Może kiedyś po nią sięgnę, chociaż z drugiej strony nie przepadam za czytaniem książek, których fabuły już mniej więcej znam.
OdpowiedzUsuńZnowu Jodi Picoult, prześladuje mnie od rana
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)