Meredith Goldstein - Single
6.10.2013
Meredith
Goldstein, Single [The Singles], tłum. Agnieszka Kisiel, Wydawnictwo:
M, 2012, 240 stron.
Organizujesz własne wesele i stawiasz sobie
za punkt honoru, aby nawet najdrobniejszy detal był przemyślany i w każdym calu
dopracowany. I nagle pojawia się kwestia usadzania gości – z większością nie
masz problemu, ale prawdziwą udręką okazuje się rozmieszczenie przy stolikach
singli. W jakim miejscu zaznaczyć ich na skomplikowanym diagramie, aby nie czuli
się niekomfortowo i niezręcznie? Przed takim dylematem staje Bee – przyszła panna
młoda, która za niespełna 48h ma wyjść za mąż za Matta.
Całość sytuacji komplikuje fakt, że owi
single, to mieszanka iście wybuchowa po której można spodziewać się wszystkiego.
Hannah realizuje się zawodowo – jest szefową castingów i jej zadanie polega
na wybieraniu odpowiednich osób do konkretnych ról. Wprawdzie do tej pory
zajmowała się raczej reklamami i produkcjami niszowymi, ale akurat teraz czeka
na informację, która może sprawić, że jej kariera nabierze tempa. W życiu
osobistym perspektywy ma za to raczej nieciekawe – nadal przeżywa rozstanie ze swoim
chłopakiem Tomem, który na dodatek ma pojawić się na weselu ze swoją nową
dziewczyną. Nie dziwi więc fakt, że przyprawia to Hannah niemal o nerwową
zapaść. Tym bardziej, że u jej boku nie ma żadnego męskiego ramienia na którym
mogłaby się w tej sytuacji oprzeć.
Właściciel owego ramienia jednak istnieje i
chociaż nie jest partnerem Hannah, to miał stanowić dla niej zbawienne wsparcie
w tym dniu. Wprawdzie od czasu studiów i przelotnego romansu ich kontakty jakoś się rozluźniły, ale pozostał
pewien sentyment i pisane od czasu do czasu maile czy rozmowy telefoniczne.
Rob, bo o nim mowa, niestety nie ma zamiaru zjawić się na weselu, a jedyna
istota, której poświęca znaczną część swojego czasu i prawdziwego uczucia to
kundelek z epilepsją o imieniu Liz.
Vicky nie gra na gitarze – to pewne –
chociaż wszędzie taszczy ze sobą futerał od tego instrumentu. W środku znajduje
się przedmiot raczej niezwiązany z muzyką, chociaż tak jak i ona ma działać
kojąco na duszę. Ta w przypadku Vicky jest od dłuższego czasu udręczona i
naznaczona depresją, a specjalna lampa, którą stosuje ma jej pomóc z tym stanem
walczyć. Nieodłącznym atrybutem są w jej przypadku także
książki V.C. Andrews, które z lubością czyta, marząc o namiętnym i pełnym pasji
romansie.
Joe nie jest singlem w ścisłym tego słowa
znaczeniu. W domu czeka na niego partnerka, której jednak jakoś nie miał ochoty
zabierać ze sobą na wesele. Sam zresztą raczej nie tryska entuzjazmem na myśl o
spotkaniu chociażby swojej szwagierki (a matki panny młodej), która nigdy nie darzyła
go, delikatnie mówiąc, sympatią. Ten niezwykły korowód nietuzinkowych postaci
zamyka Phil – facet, który znalazł się na uroczystości zupełnie nie znając pary
młodej. Ze względu na matkę, z którą łączą go zażyłe stosunki (będące
jednocześnie jedną z przyczyn rozstania z ostatnią dziewczyną) postanawia
zjawić się na uroczystości i reprezentować ją na jej prośbę.
Nie szukałam w tej książce wzniosłych emocji,
niezapomnianych bohaterów czy poruszającej do głębi serca historii. I tych
elementów rzeczywiście tutaj nie było. Czytelnik otrzymuje za to dosyć
ciekawe i na swój sposób wyraziste postacie, których myśli może poznawać
dzięki zmieniającej się narracji. Sama fabuła nie jest specjalnie zaskakująca,
ale mimo że akcja toczy się głównie wokół wesela, to dzięki retrospekcjom mamy
okazję spojrzeć również w przeszłość tytułowych singli. Meredith Goldstein
całość tej historii okrasiła jeszcze szczyptą, głównie sytuacyjnego, humoru i
koniec końców otrzymujemy może nie danie główne, które zachwyci wysmakowany
gust literacki prawdziwych smakoszy ambitnych książek, ale lekką
niezobowiązującą przystawkę.
Nie jest to z pewnością pozycja, która na
długo zapadnie mi w pamięć czy zmusiła mnie do jakiś większych refleksji.
Potraktowałam ją jako niewymagającą lekturę, która ma dostarczyć rozrywki i
właściwie nic poza tym. Nie doszukiwałam
się między stronami jakiegoś głębszego sensu i w moim odczuciu raczej go tam
nie było. Oczywiście nie znaczy to, że ktoś inny nie może dostrzec w niej
więcej. Dla mnie była przyjemnym przerywnikiem pomiędzy nieco bardziej
emocjonującymi i poruszającymi lekturami.
„Wszystko jedno, kogo zaprosisz, zawsze
będą single. Musisz przewidzieć nieparzystą liczbę. Wszystko jedno, co
zaplanujesz, single zawsze namieszają”. (s. 9)
„(…) Rob nigdy nie udawał kogoś, kim nie
był.(…) Nie był facetem, który zjawiał się, kiedy był potrzebny”. (s. 62)
----------
Za książkę dziękuję Wydawnictwu M
6 komentarze
Czasem fajnie przeczytać lekturę lekką i przyjemną . Ja z chęcią po nią sięgnę
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę - nie zawsze musimy sięgać po ambitne i głęboko poruszające książki, chociaż takie z pewnością pozostawiają po sobie większy ślad :)
UsuńNa wielu blogach pojawiła się recenzja tej książki i wyrobiłam sobie już na jej temat swoje zdanie i nie koniecznie chciałabym ją przeczytac.
OdpowiedzUsuńSama nie miałam przyjemności poznać ale po lekturze kilku recenzji myślę że bardzo dobrze uchwyciłaś to, co sobą reprezentuje. Nie wykluczam że kiedyś ją przeczytam...
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym się z nią zapoznała.
OdpowiedzUsuńSympatyczna, niezobowiązująca lektura :) Miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)