Niall Williams - Dotknięci miłością
29.09.2013
Autor: Niall Williams
Tytuł: Dotknięci miłością
Tytuł
oryginału: Four Letters of Love
Tłumaczenie: Małgorzata Grabowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 1999
Liczba stron: 240
Po „Dotkniętych miłością” Nialla Williamsa sięgnęłam przypadkiem podczas
wizyty w bibliotece. Nie wiem czy skusiła mnie okładka czy opis, ale przyznam,
że po powrocie do domu i przeczytaniu kilku opinii na temat tego tytułu mój
entuzjazm nieco osłabł. I chociaż zwykle staram się przesadnie nie sugerować
tym, jak inni widzą daną książkę (wiadomo, że każdemu podoba się coś innego), to
jednak w głowie zakiełkowało mi ziarenko zniechęcenia i mimo woli przygotowałam
się na mocno średnią lekturę. I po raz kolejny przekonałam się, że gusta bywają
różne, a to w czym jedni widzą banalny romans, dla kogoś innego może być źródłem
zaskoczenia, a nawet zachwytu.
Tym razem nie zacznę od
tego o czym są „Dotknięci miłością”.
Po pierwszym kilkunastu stronach zrozumiałam bowiem, że w tym przypadku, to nie
sama fabuła odgrywa pierwszoplanową rolę. Tutaj to sposób pisania i
oddawania uczuć stanowi podstawową wartość... Niall Williams w tej
dziedzinie osiągnął coś, czego już dawno w żadnej książce nie spotkałam – każde
zdanie to muzyka, czysta słodycz dla duszy spragnionej pięknej oprawy słów. Nie
oznacza to wcale, że język postawiony został na takim piedestale, na który
zwyczajnemu czytelnikowi ciężko sięgnąć. To nadal są metafory i opisy, które
każdy z nas może swobodnie odczytywać i przeżywać. A jednocześnie takie, które
wymagają odpowiedniego nastroju, wyciszenia i zarezerwowania chwili bez
pośpiechu. O tak - Williams piszę absolutnie pięknie. W pełen emocji sposób, w
którym każdy fragment można odkrywać raz po raz na nowo.
Oczywiście nie sposób
zupełnie pominąć to, jaką historię autor postanowił nam opowiedzieć – do pewnego
momentu ona zresztą także wzbudzała we mnie może nie tyle co totalny zachwyt,
ale na pewno dostarczała pewną dawkę emocji. Dzieciństwo Nicholasa naznaczone
zostało obecnością Boga. Problem w tym, że nie oznaczało to pełnej spokoju i
wiary codzienności. W tym przypadku wyglądało to odrobinę jak próba, której nie
widać końca. Ojciec chłopca - urzędnik państwowy - pewnego dnia rzuca pracę na
rzecz malarstwa twierdząc, że tak kazał mu postąpić Najwyższy. Od tej chwili
Nicholasowi częściej niż pewność w boży plan, towarzyszy bezradność i dorastanie
pełne znaków zapytania.
W nieco innym zakątku
Irlandii rodzinę Isabel spotyka nieszczęście – jej brat Sean nagle z pełnego
zapału do muzyki chłopca, zmienia się w przykutą do łóżka niemal bezwładną
istotę. Dorastająca z absurdalnym poczuciem winy dziewczyna swoje wybory
życiowe w jakiś sposób wiąże z tamtą chwilą z dzieciństwa.
W „Dotkniętych miłością” przeplata się miłość i śmierć, chwilę
szczęścia i trudne do zniesienia cierpienie, a wszystko to w cudownej oprawie
słów autora. Wrażenie jakie zrobił na mnie język i cała otoczka tej historii
nie przysłonił mi jednak faktu, że pewne elementy fabuły niezupełnie do mnie
przemówiły. Przyznam, że im bliżej końca, tym coraz mniej przekonywał mnie
sposób przedstawienia miłości. Dla mnie okazał się chyba nieco zbyt
wyidealizowany (nawet mimo tego, że nie było to uczucie idealne). Podobnie
rzecz miała się w przypadku zbiegów okoliczności (a może zrządzenia losu?), które połączyły
losy Nicholasa i Isabel. W moim odczuciu pewne elementy okazały się mało
autentyczne i zbyt nierzeczywiste. Strasznie żałuję, bo do pewnego momentu cała opowieść robiła
na mnie naprawdę spore wrażenie i wywoływała wiele emocji.
Trzeba sobie jasno
zresztą powiedzieć, że nie jest to książka, w której wyczekuje się kolejnych
zwrotów akcji czy śledzi z zapartym tchem rozwój wydarzeń. To raczej opowieść
spleciona z uczuć, domysłów i umiejętności Nialla Williamsa do stworzenia
przejmujących obrazów, które działają na wyobraźnię. Nie jestem pewna czy jest
to pozycja, którą mogłabym polecić, bo wiem, że nie każdemu taka forma
przypadnie do gustu. Jeżeli jednak macie ochotę na niespieszne delektowanie się
słowami to będzie to dobry wybór.
„Obrósł od środka białym szronem i chodził łamliwie chudy z pokoju do
pokoju, poruszając się niezmiernie delikatnie, powoli, ostrożnie i cicho, jakby
mógł popękać, rozpaść się pod naporem
duszy”. (s. 26)
„Kiedy marzliśmy albo przeziębialiśmy się, kiedy byłem głodny albo
miałem dość cienko posmarowanych masłem grzanek, siadałem na górze w swoim
pokoju i powtarzałem sobie, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. (…)
kochająca się rodzina może iść spać, zgasić światło w sielankowym, przytulnym
gniazdku i obudzić się rano wśród ruin wszystkiego, co najdroższe”. (s. 32)
„Widziała w tym fragment nieszczęsnej zagadki życia, nieprzeniknionej
tajemnicy: dlaczego jest to, co jest i dlaczego staramy się dopasowywać i
łączyć wydarzenia tak, by splotły się w cienką tkaninę sensu”. (s. 145)
9 komentarze
Podoba mi się, i treść i okładka mnie nęcą:D
OdpowiedzUsuńWięc może się skusisz :):)
UsuńInteresująca lektura. Nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście interesująca :)
UsuńOkładka jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńMnie aż tak nie urzekła, ale na żywo wygląda lepiej niż na zdjęciu :)
UsuńCzytałam jedną książke z cyklu 'Historie ludzki' i bardzo mi sie podobala, czuje sie zachecona.
OdpowiedzUsuńJa wcześniej z tego cyklu chyba nie miałam okazji nic czytać :) Ta pozycja była pierwsza :)
UsuńPiękny, dopracowany język to coś, co rzadko spotyka się we współczesnych powieściach. Takie przynajmniej mam wrażenie. Więc jest to zdecydowany plus tej książki;) Natomiast fabuła zupełnie mnie nie zaciekawiła...
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)