Eric-Emmanuel Schmitt - Trucicielka
8.07.2013Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Tytuł: Trucicielka i inne opowiadania
Tytuł oryginału: Concerto a la memoire d'un
ange
Tłumaczenie: Agata Sylwestrzak-Wszelaki
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 248
Do tej pory wydawało mi się, że nie
przepadam za opowiadaniami. Nie była to jakaś ogromna niechęć, ale zwyczajnie
nie ciągnęło mnie do ich czytania. Kiedy już po jakieś sięgałam zwykle temu
doświadczeniu towarzyszył pewien niedosyt, a nawet rozczarowanie. I wtedy
trafiłam na Schmitta. A ściślej rzecz ujmując zachęcona pozytywnymi recenzjami
postanowiłam dać „Trucicielce” szansę, mimo że przed lekturą mój entuzjazm był
dosyć przytłumiony. Nie jestem do końca pewna czy spowodował to sam autor czy
opowiadane przez niego historie, ale któryś z tych dwóch elementów (nieco
bardziej przychylam się do opcji pierwszej) spowodował, że czytanie było
prawdziwą przyjemnością.
Marie Maurestier zapewniła miasteczku
Saint-Sorlin spory rozgłos i napływ turystów na długie lata. Stała się w pewnym
sensie atrakcją o której wciąż się mówi, mimo że powód jej „sławy” został (dosłownie)
pogrzebany. Ponad dwadzieścia lat temu oskarżona została o otrucie swoich
trzech, sporo od niej wówczas starszych, mężów. Chociaż zbrodnia nie została
udowodniona to jej groza wykorzystywana była do podsycania zainteresowania
przyjezdnych. Marie, w swojej iście strategicznej naturze, wyjawia prawdę o
wydarzeniach sprzed lat młodemu księdzu. Pytanie tylko czy wersja ta jest
rzeczywiście autentyczna i dlaczego kobieta akurat teraz zdecydowała się na zwierzenia.
Greg pracuje na statku wykonując swoje
obowiązki z pełnym zaangażowaniem – od zawsze całkowicie poświęcał się pracy,
mając poczucie, że w tym jest rzeczywiście dobry i tak powinien postępować.
Rodzinie zapewniał utrzymanie, ale z racji długich nieobecności i cech
charakteru nie dawał ani żonie ani córkom zbyt wiele siebie. W czasie rejsu otrzymuje
wiadomość, że jedna z jego pociech zmarła – tym tragiczniejszą, bo nie zawierającą
informacji o tym, o którą córkę chodzi. Niepewność sprawia, że Greg wewnętrznie
zaczyna tworzyć hierarchię dotyczącą tego, jaka prawda okazałaby się najmniej
bolesna.
Axel w grę na skrzypcach wkłada całe serce,
Chris natomiast w muzyce stawia na wyuczoną perfekcję i technikę. Obaj biorą
udział w rajdzie, w którym nagrodą jest siedmiodniowa wizyta w Filharmonii
Berlińskiej. Współzawodnictwo i chęć zwyciężenia jednego z chłopców doprowadza
do tragedii, która zmieni wszystko.
Życie pierwszej damy wydaje się być usłane
różami – w oczach społeczeństwa wraz z mężem tworzy parę idealną. Gdy jednak
znikają kamery i opada kurtyna, pojawiają się kolce, a miłość okazuje się być
świetnie przygotowaną grą. Codzienność pełna zakłamania, zdrad i skrywanych
pretensji sprawia, że Catherine w końcu wybucha, uwalniając to wszystko, co od dłuższego
czasu nie pozwalało jej być szczęśliwą. Tylko czy sposób na osiągnięcie szczęścia,
który wybrała rzeczywiście przyniesie jej radość i spełnienie?
Cztery zupełnie różne historie i pozornie
tylko jeden motyw, który je łączy, choć wykorzystany w odmiennych kontekstach –
święta Rita. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej, bez trudu dostrzeżemy, że tych podobieństw
jest znacznie więcej, a opowiadania tworzą razem spójny koncept. Czas mija, bohaterowie dokonują wyborów, a te
mają wpływ na ich późniejsze życie. Mijają się niespostrzeżenie z chwilami
szczęścia, nieświadomie (a może bardziej nieprzemyślanie) decydując się na
ścieżki na których spotka ich ból, cierpienie i rozczarowanie. Konsekwencje
przeszłych działań dotykają ich w różnych momentach życia – czasami dopiero po
wielu latach. I nawet jeśli pojawia się szansa na zmianę to zawsze zawiera ona
w sobie pewien rodzaj goryczy, że to, co było pozostawia ślad. Pewne jest
jednak, że każde z doświadczeń kształtuje to, kim się stajemy i nadaje smak (choć
często dosyć gorzki) naszemu życiu.
Tak naprawdę wiele z tego, co można by
napisać o „Trucicielce” Schmitta, on sam ubiera w słowa z pewnością bardziej
trafne w załączonym do publikacji dzienniku pisarza. Z jednej strony możemy
podejrzeć dzięki niemu wycinek procesu twórczego, z drugiej przez chwilę być
nieco bliżej samego autora i jego przemyśleń.
Schmitt pisze w sposób, który mnie osobiście urzekł i
odkładając na chwilę książkę wciąż wracałam do niej myślami. Częściowo oczywiście
chciałam poznać dalszą część poszczególnych opowiadań, ale chyba jeszcze
bardziej po prostu przebywanie w towarzystwie jego prozy sprawiało mi przyjemność.
Mam nadzieję, że uda nam się poznać jeszcze lepiej przy okazji następnych
książek i że będą to równie owocne spotkania. Już się nie mogę doczekać!
„Dorośli
uważali, że Marie Maurestier jest niewinna z nie bardziej racjonalnego
powodu: po prostu odrzucali myśl, że mogą
codziennie mijać przestępczynię na wolności, pozdrawiać ją, chodzić tymi samymi
co ona ulicami (…)”. (s. 8)
„Yvette
była przede wszystkim swoimi udami”. (s. 32)
„Jakość
przeciwników nadaje wartość zawodom i cenę zwycięstwu”. (s. 99)
„-Nie
znoszę tego jak na mnie patrzysz.
Roześmiała
się.
-Z
pewnością. Widzę cię takim, jakim jesteś. I to bardzo brzydki obrazek”. (s. 182)
„Zamknięta książka jest niema; przemówi tylko
wtedy, gdy zostanie otwarta. A użyty w niej język będzie językiem tego, kto się
nad nią pochyla, zabarwiony jego oczekiwaniami, pragnieniami, dążeniami,
obsesjami, jego gwałtownością, jego kłopotami”. (s. 216/217)
6 komentarze
Bardzo lubię twórczość Schmitta, a od opowiadań nie stronię, dlatego "Trucicielkę" przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńAkurat mam ją w planach czytelniczych ;) a po Twojej recenzji, to już na 100 % ją przeczytam
OdpowiedzUsuńhttp://qltura.blogspot.com/
Akuraty chciałabym pogłebic twórczość Schmitta :)
OdpowiedzUsuńLubię opowiadania, dlatego z chęcią zajrzę.
OdpowiedzUsuńKilka pochlebnych recenzji już przeczytałam i wydaje mi się, że opowiadania przypadłyby mi do gustu.
OdpowiedzUsuńSłyszałam o niej same dobre słowa, z chęcią przeczytam!
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)