Jean – Louis Fournier – Tato, gdzie jedziemy?

20.05.2013


Autor: Jean – Louis Fournier
Tytuł: Tato, gdzie jedziemy?
Wydawnictwo: Książnica
Tłumaczenie: Bożena Sęk
Rok wydania: 2010
Liczba stron: 176

O osobach upośledzonych z reguły nie mówi się z humorem – zwyczajnie nie wypada. Koniec i kropka. Wyjątki tu nie obowiązują jeśli oczywiście nie chcemy narazić się na  pełen zniesmaczenia wzrok czy ogólną krytykę. Śmiech jest w tym przypadku niestosowny, nietaktowny, niemoralny i jeszcze cały szereg podobnych „nie-”. J. L. Fournier przyzwyczajony do życia „na opak” wychyla się poza narzucone ramy stosownych zachowań, pisząc książkę o swoich dwóch umysłowo i fizycznie upośledzonych synach i robiąc to z humorem. Mathieu i Thomas niewiele rozumieją i niewiele potrafią, a to jacy się urodzili zdeterminowało nie tylko ich życie, ale przede wszystkim codzienność ich najbliższych.

Nie potrafię i nawet nie chcę oceniać tej pozycji czy zadawać sobie prostego pozornie pytania – podobała mi się czy też nie? W tych kategoriach zupełnie nie da się o tej książce mówić. Wiem jednak, że w czytelnikach budzi ona dosyć skrajne uczucia – jednych zachwycając szczerością, innych oburzając sposobem pisania autora o swoich dzieciach. Można nie dostrzegać ironii, którą Fournier zawarł w niektórych fragmentach czy też nie rozumieć czarnego humoru, którym operuje, ale nawet bez umiejętności czytania między wierszami na pierwszy plan wysuwa się jego miłość do Mathieu i Thomasa - tego po prostu nie da się nie zauważyć.

Tak naprawdę „Tato, dokąd jedziemy?” mimo że słowami ojca opowiada o dwóch chłopcach i różnych sytuacjach z ich życia – jest opowieścią przede wszystkim o nim samym. O rodzicu, który zwyczajnie po ludzku radzi sobie z rzeczywistością tak, jak potrafi najlepiej. Humor to tarcza, którą pozwala mu trwać, ale też wyrażać własne wątpliwości, obawy i bezradność. Jest w tym wszystkim spora dawka goryczy – że nigdy nie będzie mógł normalnie porozmawiać z synami, że nie kupi im na gwiazdkę nic poza klockami, że nie może dzielić się z nimi swoją pasją i być dla nich nauczycielem. I żal – trochę do siebie, trochę do Boga, ale przede wszystkim do losu – że dla tych niczemu niewinnych dzieci nie był sprawiedliwy i tak wiele wspaniałych rzeczy ich w życiu ominie.

Zarzuty, które mogą nasunąć się czytelnikowi w trakcie lektury, autor sam sprawnie odpiera. Jak choćby ten podstawowy czy powinien się wstydzić, że tak, a nie inaczej pisze o swoich synach. Stwierdza, że to w żaden sposób nie zmienia uczuć, którymi ich darzy. Nie jest aniołem, bohaterem ani uosobieniem cierpliwości – jest tylko człowiekiem, który ma swoje słabości. W społeczeństwie, które oczekuje od niego pewnych ustalonych zachowań może zostać mylnie odebrany, a jego humor za którym się skrywa może wywołać w czytelniku pewien dysonans. Co więc sprawia, że na jego słowa nie patrzyłam jak na niestosowne żarty o własnych upośledzonych dzieciach? To, że z całości biła ogromna miłość, ale przede wszystkim to, że  w swojej opowieści był nad wyraz ludzki – w jakimś stopniu niepoprawny, to prawda, ale czy w ogóle mamy prawo aby go w tych kategoriach oceniać? Świat nigdy nie jest po prostu czarny lub biały, a normy i zasady wyznaczają zwykle Ci, którzy stoją bezpiecznie z boku. I to oni pierwsi oceniają, krytykują i z niechęcią kiwają głowami.

Tato, gdzie jedziemy?” w niewielu słowach, w zwyczajnych sytuacjach mówi o trudnym ojcostwie w jego autentycznym wymiarze. To zbiór myśli, których nie wypowiada się na głos, bo przecież nie wypada – Fournier o to akurat zupełnie nie dba.  Synowie są dla niego „nie tacy jak inni” – ani lepsi ani gorsi – po prostu inni. Próbuje w jakimś sensie ujarzmić to, co go spotkało, a choć sposób, który wybrał nie wszystkim musi wydać się właściwy – na mnie zrobił wrażenie. Nie mogę napisać, że poczułam się totalnie wstrząśnięta, ale też chyba nie o to tutaj chodziło. Lektura tej pozycji zmusiła mnie do refleksji, zatrzymania się na moment i zastanowienia nad tym, jak łatwo przychodzi ludziom osądzanie innych gdy stoją w bezpiecznej odległości, ale też jak trudno przyjąć z pokorą i spokojem to, co przygotował dla nas los. Czasami jedyne co pozostaje to uśmiech i szczerość – przynajmniej wobec samego siebie, niezależnie od tego co wypada, a co nie. 

Książka zdecydowanie warta przeczytania.


  Garść cytatów:

Mówiąc o dzieciach upośledzonych, ludzie przybierają minę stosowną do okoliczności, jakby mówili o katastrofie. Chciałbym spróbować choć raz mówić o was z uśmiechem. Śmieszyliście mnie często i nie zawsze mimowolnie”.(s. 6)

Ojciec dziecka  upośledzonego powinien chodzić z grobową miną. Powinien dźwigać swój krzyż z boleścią wypisaną na twarzy(…).Bo taki ojciec w ogóle nie ma prawa się śmiać, byłoby to w absolutnie najgorszym guście”. (s. 39)

Wybacz, Mathieu. To nie moja wina, że miewałem takie pokręcone pomysły. Nie chciałem z ciebie szydzić, chyba raczej pragnąłem zakpić z siebie. Udowodnić, że potrafię się śmiać ze swojego nieszczęścia”. (s. 95)

Zobacz również

19 komentarze

  1. Ta ksiazke koniecznie musze miec.

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba dość niejednoznaczna książka. Myślę, że warto.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę książkę planuję przeczytać, ponieważ wydaje się wpasowywać w mój gust czytelniczy, a do tego ma związek z moim kierunkiem studiów. Uważam, że ta lektura jest wartościowa nie tylko ze względu na to, iż porusza temat niepełnosprawności, ale także dlatego, że autor pisze o trudnym ojcostwie. Zazwyczaj takie tematy przedstawiane są z matczynej perspektywy, a tutaj jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam tego autora za dystans, na jaki się zdobył. Myślę też, że jednak takie pisanie z humorem na poważny i tak bardzo bliski (niestety) mu temat też musiało być bolesne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mocno mnie tą książką zaintrygowałaś. Wydaje się być kontrowersyjna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie nazwałabym jej kontrowersyjną (a przynajmniej nie była taka dla mnie), ale na pewno bardzo różnie jest odbierana ;)

      Usuń
  6. Świetna okładka. Lubię takie historie, które w prosty sposób poruszają poważne tematy, a tu wydaje się, że tak właśnie jest.

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie, że napisałaś o tej książce, bo ostatnio się nad nią zastanawiałam :) teraz już jestem pewna, ze warto przeczytać :) dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chętnie przeczytam bo po przeczytaniu Twojej recenzji widzę, że warto. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo trudna tematycznie historia. Wiele osób niepełnosprawnych próbuje tuszować swoje niedoskonałości humorem, co osobiście uważam za plus, gdyż dzięki temu próbują jakoś normalnie funkcjonować w otaczającym nas świecie.Nie wolno przecież zamykać się w kokonie swojej choroby i użalać się na popapranym losem.
    Zaciekawiłaś mnie swoją recenzją. Bardzo chętnie poznam ciężkie ojcowskie zmagania z szarą rzeczywistością.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ksiązka bardzo trudna, aczkolwiek jestem jej bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Trudno ocenić taką książkę. Osobiście nie wiem, czy dałabym radę ją przeczytać. Nie, żeby temat mnie odstraszał, wręcz przeciwnie. Ale mogłabym nie wyczuć ironii, czarnego humoru i odebrać niektóre aspekty zbyt dosłownie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za zaproszenie, ale tego typu komentarze uznaję za spam. Nie wnoszą zupełnie nic do opublikowanego postu, więc następnym razem zwyczajnie zostaną usunięte. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Książka wydaje się ciekawa. Przedstawiłaś ją pięknie :) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Już gdzieś kiedyś tę książkę widziałem, nie potrafię sobie tylko przypomnieć gdzie...
    Chętnie przeczytam. Lubię tak napisane książki, szczerze, z dystansem do siebie i problemów. Bez zbędnego lukru i tandetnych frazesów.

    OdpowiedzUsuń
  15. Książka jest na pewno wartościową lekturą. Już dawno planowałam zapoznać się z tą tematyką, ale wiadomo - czas...

    OdpowiedzUsuń
  16. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tej powieści, ale myślę, że skuszę się na jej przeczytanie :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Uwielbiam publikacje, które zrzucają z piedestału wszelkie te natchnione modele zachowań. Chciałabym kiedyś, by społeczeństwo zrozumiało, że rodzice dzieci niepełnosprawnych to też ludzie, którzy mają prawo się uśmiechać i śmiać z własnej sytuacji. Myślę, że właśnie takie książki coś zmienią.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy