Aleksander Dumas - Dama Kameliowa
29.04.2013
Ostatnio w
XIX-wiecznym Paryżu byłam za sprawą Ksawerego de Montepina (tu) – tym razem
uroki i cienie tego niezwykłego miasta mogłam odkrywać dzięki powieści Aleksandra
Dumasa „Dama Kameliowa”. Początek wędrówki jest jednocześnie jej końcem, a granicę
wyznacza śmierć. W jednym z paryskich apartamentów przy ulicy d’Antin nr 9
odbywa się licytacja rzeczy zmarłej trzy tygodnie wcześniej kurtyzany –
Małgorzaty Gautier. Dumas z racji swojego upodobania do przedmiotów rzadkich i
niepowtarzalnych postanawia wziąć w niej udział, a chociaż nabywa jedynie
niewiele wartą książkę z pewną dedykacją – okazuje się ona przepustką do
poznania historii nad wyraz niezwykłej.
Kilka dni po owym
zakupie u progu jego mieszkania zjawia się pewien mężczyzna dla którego ta
zwykła z pozoru książka ma znaczenie o wiele większe niż można by przypuszczać.
Armand Duval, bo o nim mowa, staje się w pewnej chwili faktycznym narratorem, dzieląc
się opowieścią o miłości i zazdrości, szczęściu i cierpieniu , których
przyczyną była Małgorzata Gautier – znana w Paryżu pani lekkich obyczajów. Jest
to dla niego jakaś forma spowiedzi, próba pogodzenia się z własnymi wyborami i
wydarzeniami, które doprowadziły do tragicznego zakończenia.
Klasyka – nie przepadam
za tym określeniem (a jednocześnie trudno o lepsze), bo zawsze mam wrażenie, że wymusza ono na czytelniku
patrzenie na dzieło w nieco inny, uprzywilejowany sposób. Budzi
przeświadczenie, że skoro dana pozycja zyskała takie miano, to musi być w niej
coś ponadczasowego i wyjątkowego, a jeśli ktoś tego nie zauważa niechybnie jest
w jakimś stopniu ignorantem, nie potrafiącym docenić wartości „prawdziwej”
literatury. „Damę Kameliową” od samego początku traktowałam jak każdą inną
książkę bez doszukiwania się na siłę owej nadzwyczajności, czego efektem są
odczucia którymi dzisiaj chcę się z Wami podzielić – te które faktycznie mi
towarzyszyły, nie te które powinny.
Zacznę jednak od
rzeczy nieco bardziej przyziemnej niż emocje – literówki. Nic nie poradzę, że
jestem na nie uczulona i o ile gdy trafi się jedna lub dwie na daną pozycję to
przymykam oko, ale większa ilość to kwestia drażniąca. Tym bardziej, że kłóci
się to z eleganckim wydaniem za jakie miała chyba uchodzić posiadana przeze
mnie wersja (swoją drogą mi nie przypadła do gustu, ale być może zwyczajnie
marudzę). I tak na przykład na tej samej stronie ta sama Małgorzata ma najpierw
na nazwisko Gauthier, a dosłownie kilka linijek później Gautier. Wypadałoby się
zdecydować na jeden wariant.
Bohaterowie na
samym początku nie wzbudzili we mnie jakiejś specjalnej sympatii – Armand mimo
swojego wykształcenia wydawał mi się strasznie naiwny, a choć jego zachowanie
można by tłumaczyć zaślepieniem miłością, to własne myśli i uczucia o których
opowiadał zmieniały się jak w kalejdoskopie. Małgorzata z kolei jawiła mi się
jako kobieta cyniczna, która już dawno uodporniła się na porywy serca, zamieniając je na wystawne życie. Domyślałam się jednak, że cała jej postawa,
którą prezentuje światu skrywa coś więcej, dlatego też nie skreśliłam jej od
razu. Zresztą trzeba przyznać, że w dalszej części książki i czytanie jest
przyjemniejsze (początkowo szło mi dosyć opornie) i bohaterowie nabierają
więcej kolorytu i niejednoznaczności.
XIX-wieczny Paryż
mimo całej swojej atrakcyjnej oprawy jest tak naprawdę miastem pełnym skandali,
rozpasania, a przede wszystkim panującej dookoła hipokryzji. Kurtyzany, choć
oficjalnie potępiane, tak naprawdę w mężczyznach budzą żądzę do tego stopnia,
że gotowi są wydawać na nie niebagatelne sumy nawet ryzykując utratę majątku, a
w kobietach wywołują zazdrość i ciekawość. Czy w takich okolicznościach jest
miejsce na prawdziwą miłość między Armandem i Małgorzatą? Czy kurtyzana będzie
zdolna opuścić scenę teatru dotychczasowego życia i wyrzec się roli, która
zapewnia jej dostatek i wygodę?
Chociaż od początku
znamy zakończenie, zupełnie nie przeszkadza to z ciekawością śledzić losy tej
niezwykłej pary. Całości dopełnia fakt, że historia nie jest jedynie autorskim
wymysłem, ale zawiera w sobie dużą dawkę autentyczności (pierwowzorem
Małgorzaty była Maria Duplessis). Mogłabym napisać, że pozycję tę po prostu
wypada znać – w końcu określana jest jako arcydzieło zawierające historię
wzruszającej i tragicznej jednocześnie miłości. Kłóciłoby się to jednak z tym
co napisałam o klasyce literatury, a jeśli mam oceniać „Damę Kameliową” po prostu w kategorii romansu to dla mnie za dużo
było w nim patosu - szczególnie w relacji Armanda i Małgorzaty. Nie żebym była
zupełnie nieczuła na to całe poświęcenie i emocje zawarte w historii, ale nie
do końca przemawia do mnie forma przedstawienia całości. Być może zwyczajnie taka stylistyka to niekoniecznie mój świat, ale nie wykluczam, że komuś o odmiennych upodobaniach ta powieść może podobać się znacznie bardziej. Tak czy inaczej podejrzewam, że do
XIX-wiecznego Paryża w towarzystwie Dumasa raczej już nie wrócę, mimo że nie
była to podróż zupełnie nieudana.
„(…) łzy stają się tak rzadkie, że nie można
ich darować pierwszej lepszej. Co najwyżej opłakiwani są krewni, którzy za to
płacą, i to zależnie od ceny, jaką płacą”. (s. 11)
„Jednakże należę do tych, którzy sądzą, że
wielkie mieści się w małym. Dziecko jest małe, a przecież nosi w sobie
człowieka. Mózg jest niewielki, a zawiera w sobie myśl. Oko jest tylko punktem,
a ogarnia milę”. (s. 23)
„My, panie, musimy kochać zmarłych, bo
jesteśmy tak zajęci, że nie mamy nawet czasu kochać nic innego”. (s. 37)
„Boją się ciebie jak dzikiej bestii, gardzą
tobą jak pariasem, otaczają cię jedynie ludzie, którzy zawsze biorą więcej niż
dają, i wreszcie pewnego pięknego ranka zdychasz jak pies, zgubiwszy przedtem
wielu innych i siebie samą”. (s. 88)
13 komentarze
Dumasa czytałem kilkukrotnie, ale z bardzo różnym skutkiem. Potrafił mnie zachwycić (Trzej muszkieterowie), ale i zirytować. Po prostu nie wszystkie jego ksiażki, są pozycjami dla mnie. I Dama Kameliowa chyba takze nie.
OdpowiedzUsuńZ tego co kojarzę "Trzej muszkieterowie" to dzieło Aleksandra Dumasa, ale ojca ;) A co do "Damy Kameliowej" to wydaje mi się, że rzeczywiście nie przypadłaby Ci do gustu ;)
UsuńSerio? :) No to ładnie, moja niewiedza w tym względnie jest ogromna, bo okazuje się, że być może czytałem różne książki różnych autorów, a brałem ich za jednego. Stąd też może ta rozbieżność w jakości i wrażeniu jakie na mnie robiły te pozycje.
Usuńserio serio :)
UsuńMam dwie ksiazki Dumasa w bibloteczce, ale nie wiem czy je przeczytam. Troche obawiam sie, bo twoja opinia nie jest za dobra.
OdpowiedzUsuńZachwycałam się Trzema muszkieterami i byłam przekonana, że pozostałe książki Dumasa są równie dobre i miałam je w planach. A tu takie rozczarowanie! Wygląda na to, że będę musiała się poważnie zastanowić zanim przeczytam Damę Kameliową :-)
OdpowiedzUsuńo! właśnie przeczytałam Twoją odpowiedź do komentarza Simona, że autor Trzech Muszkieterów to Aleksander, ale ojciec, więc nie ma co się sugerować :)
UsuńDla mnie sympatia w stosunku do bohaterów odgrywa większą rolę. Postać nie musi być idealną Mary Sue, ażebym uważała, że jej kreacja jest dobra. A uważam, że Małgorzata jest świetnie wykreowana, jako początkowa kobieta cyniczna. Armand to typowy bohater werteryczny, a "Cierpienie młodego..." jest geniuszem w czystej formie, dlatego jego portret psychologiczny także przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię patetyczną stylistykę romansów dawnych lat, dlatego powieść bardzo mi się podobała.
Nie czytałam żadnej książki tego autora, a skoro nie polecasz za bardzo ,,Damy Kameliowej" to nie będę jej raczej wypatrywać:)
OdpowiedzUsuńA odnośnie literówek, to ja poprawiam je w książce:) Nie zdzierżę błędów.:)
O proszę, klasyka u Ciebie na blogu. Ja niestety nie czytałam niż Dumasa, ale wiem, że muszę nadrobić tę zaległość.
OdpowiedzUsuńNiestety przyznam się bez bicia, że nie czytałam ani jednej pozycji autora :(
OdpowiedzUsuńczytałam dawno temu i z tego co pamiętam, to książka zrobiła mnie lepsze wrażenie niż na Tobie :)
OdpowiedzUsuńtez czytalam i recenzowalam ostatnio "dame kameliowa" podobnie ja nawet ocenilam... nie przypadla mi do gustu niestety od poczatku w sumie, gdy autor przedstawil tego "placzliwego" Armanda...
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)