Adriana Trigiani - Brawo, Valentine

8.04.2013


Adriana Trigani, Bravo, Valentine, Prószyński i S-ka, 2010, 352 strony.

Mówi się, że kobiety uwielbiają buty, a myśl o posiadaniu garderoby, w której piękne szpilki, różnokolorowe botki czy wymyślne sandałki zajmowałyby sporą przestrzeń w wielu sercach wywołuje drżenie i tęskne westchnienie. I choć sama takich marzeń raczej nie mam, to posiadanie obuwia idealnie wyprofilowanego, dopasowanego do stopy, wykończonego z największą dbałością o szczegóły jest nad wyraz kuszące. To właśnie rola, którą spełnia Angelini Shoe Company – rodzinny biznes, któremu od początku istnienia przyświeca idea tworzenia z ogromną pasją wyjątkowych butów.

Valentine od kilku lat bierze czynny udział w działalności firmy, ale gdy jej babcia w wieku 80 lat wychodzi za mąż i przeprowadza się do Włoch, w życiu ponad 30-letniej kobiety zachodzi wiele zmian. To ona przejmuje rodzinny interes, wraz z jego urokami i finansowymi obciążeniami. Na dodatek ukochana babcia stawia ją przed niewygodnym faktem – Valentine będzie musiała współpracować ze swoim bratem Alfredem. Sprawa jest o tyle trudna, że między rodzeństwem panują dosyć napięte stosunki podszytem brakiem zaufania i wzajemnymi urazami. 

Poza zmaganiem się ze sprawami Angelini Shoe Company (między innymi tworzeniem  zupełniej nowej linii obuwia, mającej pomóc przetrwać, ale i odnieść sukces firmie w czasie kryzysu) Valentine przeżywa burzę w sprawach sercowych. Gianluca, którego poznała we Włoszech otwarcie pisze o swoich uczuciach w miłosnych listach, nie widząc przeszkody w odległości, która ich dzieli. Czy jednak bohaterka jest gotowa na związek i zdoła zaufać mężczyźnie? Jaki wpływ na jej decyzje ma zdrada ojca, którą jej rodzicielka dawno temu wybaczyła i  która jest już pozornie tylko jednym z kolejnych elementów rodzinnej historii?

 Brawo, Valentine” to nie tylko historia o działaniach rodzinnego interesu i miłosnych rozterkach – to opowieść o ludzkich słabościach i niejednokrotnie zgubnych decyzjach - o tym, że nie wszystko jest tak proste, jak się z pozoru wydaje. Każda rodzina ma swoje wzloty i upadki, nieodkryte tajemnice, nieotwarte listy, niezabliźnione rany, głęboko skrywane urazy i żale, które w pewnej (zazwyczaj najmniej odpowiedniej) chwili wybuchają i sieją spustoszenie. Trigiani w dosyć prosty i lekki styl pisania wplata ważne życiowe prawdy – czasem  bardzo oczywiste, ale niejednokrotnie przykryte  ciężarem codziennych „ważniejszych” spraw.

Nie jest to powieść genialna, nawet nie jakoś szczególnie nadzwyczajna – jest przyjemna w odbiorze. Dialogi pisane lekko i z humorem (choć niektóre, szczególnie dotyczące miłości, według mnie nieco zbyt górnolotne i przerysowane). Całość  umieszczona  została w muzycznej oprawie – tytuły rozdziałów Trigiani zaczerpnęła z piosenek Franka Sinatry, co dodatkowo buduje odpowiedni nastrój, szczególnie dla tych czytelników, którym utwory artysty nie są obce.

Jeśli szukacie  lektury lekkiej, niewymagającej, ale niosącej jakieś przesłanie - „Brawo, Valentine” przypadnie Wam do gustu.


 Garść cytatów:

Miło jest mieć kogoś, na kogo można zwalić emocje jak sos na makaron(s. 28)

Miłość budowana jest z serii drobnych objawień. Zaczyna się od śmiechu – Twojego śmiechu (…).(s. 123)

Żeby dostać od życia to, na czym ci zależy, musisz dokładnie wiedzieć, o co prosić.” (s. 124)

Tam, skąd pochodzimy, szampanem wznosi się toasty, dobrą porcelanę wyciąga na uroczystą kolację, srebrne zastawy są dziedzictwem, a miłość daje się za darmo (…).(s. 166)

Zobacz również

12 komentarze

  1. Jestem przekonana, że gdyby książka trafiła w zasięg mojego wzroku, na pewno bym po nią sięgnęła już chociażby ze względu na tę piękną okładkę.
    Nic nie poradzę na to, że często dokonuję wyboru po okładce :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wzrokowcem więc mam tak samo - szczególnie przyciąga mnie do książek wyrazista kolorystyka i kontrastowe, niebanalne połączenia na okładkach. Chociaż lubię to zaskoczenie gdy z zewnątrz nic mnie nie zachwyca, a treść powala na kolana :)

      Usuń
  2. Lekka lektura zawsze się przyda;) Podoba mi się, że tym razem nie jest to historia o przeprowadzce na prowincję, prowadzeniu cukierni itp. Taka mała odmiana;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukiernia to byłoby coś dla mnie bo strasznym łasuchem jestem :P

      Usuń
  3. Nie mam nic przeciwko opowieściom lekkim i przyjemnych, oraz tych, w których rodzinne waśnie wiodą prym, jednak nie wiem czy ten tytuł, to coś w dla mnie, tym bardzie że marzenie o niezliczonej ilości butów nie spędza mi snu z powiek ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba tym razem nie do końca jestem przekonana do tej książki. Nie słyszałam o autorce wcześniej, dopiero Twoja recenzja przybliżyła mi ją i jej książkę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham buty i ja akurat chyba zaliczam się do osób, które chciałyby zapełnić nimi jak najwięcej miejsca w garderobie ;D Plus dla książki za te tytuły z Franka Sinatry, świetny pomysł! A skoro ona sama jest lekka i przyjemna to warto zwrócić na nią uwagę zwłaszcza teraz, kiedy wreszcie powoli zaczyna się robić wiosna ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Z Prószyńskiego lubię niemal wszystkie książki, gdyż jak do tej pory, na żadnej się nie zawiodłam, dlatego bardzo chętnie poszukam również i przeczytam
    „Brawo, Valentine”.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również cenię książki wydane przez Prószyńskiego. A ta wydaje mi się dość ciekawa. Chętnie bym na nią zapolowała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba nie dla mnie, ale mojej mamie powinno się spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś niezbyt do mnie przemawia. Niby styl prosty, a z drugiej strony niekiedy górnolotny. Raczej nie dla mnie, najpierw niech autorka zdecyduje jak chce pisać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznam szczerze, że pierwszy przytoczony przez Ciebie cytat mnie rozbawił i być może sięgnę w wolnym czasie po tę książkę.
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)

Polub K-czyta na Facebooku

Obserwatorzy