Adriana Trigiani - Brawo, Valentine
8.04.2013
Mówi się, że kobiety uwielbiają buty, a myśl o
posiadaniu garderoby, w której piękne szpilki, różnokolorowe botki czy wymyślne
sandałki zajmowałyby sporą przestrzeń w wielu sercach wywołuje drżenie i tęskne
westchnienie. I choć sama takich marzeń raczej nie mam, to posiadanie obuwia
idealnie wyprofilowanego, dopasowanego do stopy, wykończonego z największą
dbałością o szczegóły jest nad wyraz kuszące. To właśnie rola, którą spełnia
Angelini Shoe Company – rodzinny biznes, któremu od początku istnienia przyświeca
idea tworzenia z ogromną pasją wyjątkowych butów.
Valentine od kilku lat bierze czynny udział w
działalności firmy, ale gdy jej babcia w wieku 80 lat wychodzi za mąż i
przeprowadza się do Włoch, w życiu ponad 30-letniej kobiety zachodzi wiele zmian.
To ona przejmuje rodzinny interes, wraz z jego urokami i finansowymi
obciążeniami. Na dodatek ukochana babcia stawia ją przed niewygodnym faktem –
Valentine będzie musiała współpracować ze swoim bratem Alfredem. Sprawa jest o
tyle trudna, że między rodzeństwem panują dosyć napięte stosunki podszytem
brakiem zaufania i wzajemnymi urazami.
Poza zmaganiem się ze sprawami Angelini Shoe Company
(między innymi tworzeniem zupełniej
nowej linii obuwia, mającej pomóc przetrwać, ale i odnieść sukces firmie w czasie
kryzysu) Valentine przeżywa burzę w sprawach sercowych. Gianluca, którego
poznała we Włoszech otwarcie pisze o swoich uczuciach w miłosnych listach, nie
widząc przeszkody w odległości, która ich dzieli. Czy jednak bohaterka jest gotowa na związek i zdoła
zaufać mężczyźnie? Jaki wpływ na jej decyzje ma zdrada ojca, którą jej
rodzicielka dawno temu wybaczyła i która
jest już pozornie tylko jednym z kolejnych elementów rodzinnej historii?
„Brawo, Valentine” to nie tylko historia
o działaniach rodzinnego interesu i miłosnych rozterkach – to opowieść o
ludzkich słabościach i niejednokrotnie zgubnych decyzjach - o tym, że nie
wszystko jest tak proste, jak się z pozoru wydaje. Każda rodzina ma swoje wzloty
i upadki, nieodkryte tajemnice, nieotwarte listy, niezabliźnione rany, głęboko
skrywane urazy i żale, które w pewnej (zazwyczaj najmniej odpowiedniej) chwili
wybuchają i sieją spustoszenie. Trigiani w dosyć prosty i lekki styl pisania
wplata ważne życiowe prawdy – czasem bardzo oczywiste, ale niejednokrotnie
przykryte ciężarem codziennych
„ważniejszych” spraw.
Nie jest to powieść genialna, nawet nie jakoś
szczególnie nadzwyczajna – jest przyjemna w odbiorze. Dialogi pisane lekko i z
humorem (choć niektóre, szczególnie dotyczące miłości, według mnie nieco zbyt
górnolotne i przerysowane). Całość umieszczona
została w muzycznej oprawie – tytuły rozdziałów Trigiani zaczerpnęła z
piosenek Franka Sinatry, co dodatkowo buduje odpowiedni nastrój, szczególnie
dla tych czytelników, którym utwory artysty nie są obce.
Jeśli szukacie lektury lekkiej, niewymagającej, ale niosącej
jakieś przesłanie - „Brawo, Valentine” przypadnie Wam do gustu.
„Miło jest mieć
kogoś, na kogo można zwalić emocje jak sos na makaron” (s. 28)
„Miłość budowana
jest z serii drobnych objawień. Zaczyna się od śmiechu – Twojego śmiechu (…).”
(s. 123)
„Żeby dostać od
życia to, na czym ci zależy, musisz dokładnie wiedzieć, o co prosić.” (s.
124)
„Tam, skąd pochodzimy, szampanem wznosi się
toasty, dobrą porcelanę wyciąga na uroczystą kolację, srebrne zastawy są
dziedzictwem, a miłość daje się za darmo (…).” (s. 166)
12 komentarze
Jestem przekonana, że gdyby książka trafiła w zasięg mojego wzroku, na pewno bym po nią sięgnęła już chociażby ze względu na tę piękną okładkę.
OdpowiedzUsuńNic nie poradzę na to, że często dokonuję wyboru po okładce :p
Jestem wzrokowcem więc mam tak samo - szczególnie przyciąga mnie do książek wyrazista kolorystyka i kontrastowe, niebanalne połączenia na okładkach. Chociaż lubię to zaskoczenie gdy z zewnątrz nic mnie nie zachwyca, a treść powala na kolana :)
UsuńLekka lektura zawsze się przyda;) Podoba mi się, że tym razem nie jest to historia o przeprowadzce na prowincję, prowadzeniu cukierni itp. Taka mała odmiana;)
OdpowiedzUsuńCukiernia to byłoby coś dla mnie bo strasznym łasuchem jestem :P
UsuńNie mam nic przeciwko opowieściom lekkim i przyjemnych, oraz tych, w których rodzinne waśnie wiodą prym, jednak nie wiem czy ten tytuł, to coś w dla mnie, tym bardzie że marzenie o niezliczonej ilości butów nie spędza mi snu z powiek ;-)
OdpowiedzUsuńChyba tym razem nie do końca jestem przekonana do tej książki. Nie słyszałam o autorce wcześniej, dopiero Twoja recenzja przybliżyła mi ją i jej książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kocham buty i ja akurat chyba zaliczam się do osób, które chciałyby zapełnić nimi jak najwięcej miejsca w garderobie ;D Plus dla książki za te tytuły z Franka Sinatry, świetny pomysł! A skoro ona sama jest lekka i przyjemna to warto zwrócić na nią uwagę zwłaszcza teraz, kiedy wreszcie powoli zaczyna się robić wiosna ;))
OdpowiedzUsuńZ Prószyńskiego lubię niemal wszystkie książki, gdyż jak do tej pory, na żadnej się nie zawiodłam, dlatego bardzo chętnie poszukam również i przeczytam
OdpowiedzUsuń„Brawo, Valentine”.
Ja również cenię książki wydane przez Prószyńskiego. A ta wydaje mi się dość ciekawa. Chętnie bym na nią zapolowała.
OdpowiedzUsuńChyba nie dla mnie, ale mojej mamie powinno się spodobać :)
OdpowiedzUsuńJakoś niezbyt do mnie przemawia. Niby styl prosty, a z drugiej strony niekiedy górnolotny. Raczej nie dla mnie, najpierw niech autorka zdecyduje jak chce pisać.
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że pierwszy przytoczony przez Ciebie cytat mnie rozbawił i być może sięgnę w wolnym czasie po tę książkę.
OdpowiedzUsuńkolodynska.pl
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)