Guillaume Musso – Dziewczyna z Brooklynu
26.08.2017
Guillaume Musso, Dziewczyna z Brooklynu [La fille de Brooklyn], tłum. Joanna Prądzyńska, Albatros, 2017, 368 stron.
Panie Musso (którego imię raz po raz muszę sprawdzać, gdy
chcę je zapisać, bo nigdy nie pamiętam jak się w nim literki układają), jeżeli chciałby
mnie Pan w sobie, to znaczy w swoich książkach, rozkochać, to muszę jasno
powiedzieć, że „Dziewczyna z Brooklynu” to za mało. Nie będzie z tego wielkiego
uczucia, a prawdę mówiąc myślę, że nawet na większe zauroczenie nie ma Pan co
liczyć. Miłości od pierwszego przeczytania nie poczułam, ale to dopiero nasze
pierwsze spotkanie, więc kto wie? Na jeszcze co najmniej jedną szansę może Pan
u mnie liczyć, bo mam w sercu sporo miejsca na literackie uniesienia.
Raphaël nie chciał żyć w kłamstwie, więc postanowił wyciągnąć
ze swojej narzeczonej tajemnicę, którą przed nim ukrywała. Anna zdawała sobie
sprawę, że to może zmienić wszystko, ale przyparta do muru zdecydowała się
odsłonić fragment swojej przeszłości, o którym tak usilnie próbowała zapomnieć.
A przeszłość to cwana bestia – gryzie nawet wtedy, gdy spycha się ją na dno
podświadomości, a gdy jej przyjaciółką jest śmierć, to może być bardzo
niebezpiecznie. Anna znika, a Raphaël zrobi wszystko, by odnaleźć ukochaną i
połączyć wszystkie elementy układanki. Pytanie tylko, czy w ogóle znał swoją
narzeczoną?
„Dziewczyna z Brooklynu” to powieść, w której bardzo łatwo jest
się zaczytać. Prosty język, szybka akcja, początek wprowadzający napięcie i
sugerujący, że na czytelnika czeka interesująca zagadka do rozwiązania – to elementy,
które zdecydowanie w tym pomagają. Od pierwszych stron poczułam się
zaintrygowana i liczyłam na to, że w pełni dam się uwieść historii, którą
stworzył Guillaume Musso. Kiedy pierwsze emocje opadły okazało się jednak, że
to, co zaoferował mi francuski pisarz nie jest w stanie wzbudzić we mnie
zachwytu. Ochłodziły się z czasem moje uczucia wobec tej powieści, mimo że w
ogólnym rozrachunku nie było to spotkanie nieudane.
Raphaël jest facetem zdeterminowanym i zrobi wszystko, by odnaleźć
Annę. Na co dzień jest powieściopisarzem i wychowuje małego Théo. Ze sprawą
nagłego zniknięcia narzeczonej zdecydowanie by sobie nie poradził, gdyby nie
pomoc przyjaciela - byłego policjanta Marca Caradeca, który wie, za jakie
sznurki należy pociągnąć. Rozumiem, że oboje mają pewne znajomości, długi
wdzięczności u różnych ludzi, a także skuteczne metody wyciągania informacji,
ale nie sposób nie zauważyć, że w całym ich śledztwie zbyt łatwo udaje im się
odkrywać kolejne elementy układanki. Niby natrafiają na jakieś przeszkody, czasami
ktoś nie od razu chce mówić, ale te bariery znikają tak szybko, że jest to aż
mało wiarygodne. Tak, jakby ludzie związani ze sprawą i dowody tylko czekały aż się ktoś o nie
upomni.
Ciągle po głowie chodzi mi stwierdzenie, że Guillaume Musso
stworzył powieść poprawną. Stosunkowo dobrze się ją czyta, może bez wielkiego napięcia,
ale z zainteresowaniem obserwując do czego to wszystko prowadzi. Ciągle
coś się dzieje, pojawia się sporo wątków i trzeba się cofnąć do przeszłości, by
odkryć prawdę. Teoretycznie „Dziewczyna z Brooklynu” ma więc te elementy, które lubię w tego typu
książkach. Spodziewałam się jednak po autorze zdecydowanie więcej – tajemnicy,
której rozwiązanie naprawdę mnie zaskoczy (nic z tego nie wyszło, jedynie motyw
obmyśliłam nieco inny), bohaterów, którym nie wszystko będzie przychodziło tak
łatwo, utrzymania do ostatnich stron tego początkowego napięcia i większej
głębi w tworzeniu postaci. Otrzymałam powieść, która zapewnia kilka godzin
niezłej rozrywki, ale nie niesie ze sobą poczucia, że oto natknęłam się na
naprawdę świetną książkę.
Drogi Panie Musso... wysyłam uśmiech (szaleńca) pełen sympatii, ale serce może zabije mi mocniej następnym
razem.
Garść cytatów:
„Książki mają pewną szczególną cechę, która graniczy z
magią: są przepustką do innego świata. W trudnych chwilach mogą stać się
źródłem siły”. (s. 23)
„Nic bardziej nas nie szarpie niż wspomnienie przegapionych
okazji i zapach szczęścia, któremu pozwoliliśmy umknąć”. (s. 222)
„Nie ma sytuacji bardziej stabilnej niż równowaga strachu”.
(s. 323)
~~*~~
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Albatros.
27 komentarze
No widzisz, jednak coś nie zagrało ;) Moja koleżanka z pracy zachwyca się Musso, a ja sięgnęłam po jedną książkę ("Papierową dziewczynę") i dawno nie czytałam czegoś tak kiepskiego :/ Chyba nawet nie będę dawać drugiej szansy, bo kompletnie mnie autor do siebie nie przekonał, chociaż wiem, że ma rzeszę fanek.
OdpowiedzUsuńPoczątek był obiecujący, ale faktycznie nie zagrało. A szkoda :) Jakiś potencjał jednak w autorze widzę i spróbuję z którąś ze starszych powieści :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKsiązki autora, które czytałam do tej pory przeważnie zaskakiwały mnie właśnie zakończeniem. Szkoda, że Musso tutaj nie zaskoczył. Ale bardzo go lubię i z chęcią poznam tę historię :)
OdpowiedzUsuńNiby potencjał w zakończeniu jest i w sumie może ono zaskakiwać, więc może tak będzie w Twoim przypadku. Trzymam kciuki :)
UsuńJakie śliczne zdjęcia! :)
OdpowiedzUsuńZapewne kiedyś sięgnę po tę książkę, bo interesuję się francuską literaturą i lubię, kiedy bohater zajmuje się pisaniem książek, ale nie będę oczekiwać zbyt wiele. Osoby, których gust cenię, nie chwaliły tego pisarza.
Dziękuję, Agnieszko! :)
UsuńMusso temat pisania głównego bohatera liznął, ale nie jakoś dogłębnie :) Z innej niż francuska literatura polecam "Misery" Kinga - tam ten motyw odgrywa kluczową rolę :)
Ja jeszcze nie czytałam nic Musso, ale zbieram się dużymi krokami. Ale na sam początek polecano mi dwa inne tytuły: Potem i Telefon od anioła. Więc chyba zacznę od nich.
OdpowiedzUsuńTeż już mam w zanadrzu kilka polecajek jeżeli chodzi o tytuły, więc na pewno na drugie spotkanie z autorem się skuszę :)
UsuńOstatnio poszukuję książek, które znowu zniszczą mój układ nerwowy, ale obawiam się, że to tym razem nie ten tytuł. Mimo wszystko siązka jest na mojej czytelniczej liście.
OdpowiedzUsuńMi do czytelniczych wstrząsów było daleko, ale kto wie - może na Tobie zrobi większe wrażenie. Tego Ci życzę :)
UsuńKilka recenzji, które przeczytałam skutecznie zachęciło mnie do tej pozycji, ale widocznie było to mylne wrażenie i cieszę się, że natknęłam się na Twoją recenzję, gdyż dała mi ona głębszą perspektywę i inne spojrzenie na ten tytuł.
OdpowiedzUsuńTa sama książka może wzbudzać zupełnie odmienne odczucia, więc zupełnie mnie to nie dziwi :) Ostatecznie sama musisz zdecydować czy masz chęć sprawdzić jakie wrażenie zrobiłaby na Tobie :)
UsuńKiedy pisałam swoją recenzję "Dziewczyny z Brooklynu" wydawało mi się, że jestem jedyną osobą w blogosferze, która nie popada nad tą książką w ochy i achy. A jednak widzę, że na Twoje wyczucie literackie i recenzencką szczerość zawsze mogę liczyć. <3 Miałam dokładnie takie same odczucia odnoście najnowszej powieści Musso (też zapamiętanie jego imienia sprawia mi trudności. :-) Również wydawało mi się, że dwóm panom śledczym zbyt łatwo wszystko przychodzi, a dowody same aż proszą się o odkrycie. Również uważam, że postacie zostały rozrysowane zbyt płytko. I też jestem zdania, że początkowa ekscytacja intrygą i tajemnicą – dość szybko opada. Bardzo podoba mi się, że mimo to napisałaś recenzję w sympatycznym tonie. Gdybym była pisarzem, absolutnie nie obraziłabym się, ale wzięła sobie Twoje uwagi głęboko do serca. :-) A że zdjęcia są cudowne i unikatowe - to chyba wiesz doskonale. Są przecudne! Pozdrawiam cieplutko. :-)))
OdpowiedzUsuńAsiu, cieszę się, że miałyśmy podobne odczucia :) Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że wszyscy byli tacy skłonni do współpracy i to po tylu latach!
UsuńPrzyjemnie byłoby się zachwycić powieścią Pana Musso, ale gdy do zachwytu daleko, to nie ma co ukrywać :) Rozumiem jednak, że innym książka mogła bardziej przypaść do gustu, szczególnie jeśli ktoś autora bardzo lubi lub może nie miał tak dużych oczekiwań jak ja :)
Książka niekoniecznie dla mnie, tym bardziej, że nie do końca spełnia nasze czytelnicze oczekiwania, pozostawię na czytanie kiedyś w wolniejszym czasie. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Rozumiem i jakoś mocno nie namawiam :)
UsuńPrzyznaję, że nie znam pióra autora, a mam jedną jego powieść w swojej biblioteczce. Kiedyś też nawet jedną zaczęłam, ale odpuściłam. Coś między nami nie zagrało. Z jednej strony mam ochotę sięgnąć po jego jakąkolwiek książkę, ale z drugiej strony coś mnie zwyczajnie hamuje. Zatem póki co sobie odpuszczę. Może kiedyś :)
OdpowiedzUsuńMoże Musso to nie Twoje klimaty :) Ale jeśli trochę Cię kusi, to może kiedyś warto dać mu szansę :)
UsuńA mnie się ogromnie podoba modelka na zdjęciach:) Musso być może przeczytam, bo kilka jego książek nawet mi się podobało.
OdpowiedzUsuńGosiu, dziękuję! :)
UsuńZ Musso na pewno się jeszcze spotkam, ale pewnie dopiero za jakiś czas :)
A tak wszyscy zachwalali tę książkę. Nie znam autora i dostaję bardzo dużo sprzecznych sygnałów co do jego twórczości. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Magda z Dwie strony kultury
We mnie zachwytu nie wywołała :) Tak samo mam na przykład z książkami Sparksa - mają wiele fanów, a mnie jakoś do końca nie przekonują :)
UsuńNie miałam jeszcze okazji zapoznać się twórczością tego autora, ale po dobrych recenzjach "Dziewczyny z Brooklynu" zdecydowałam się zaryzykować i kupić tę książkę; czeka jeszcze na półce w kolejce do przeczytania. Do tej pory czytałam same pozytywne recenzje tej powieści. Po Twojej recenzji - pozbawionej "achów i ochów" - mam jeszcze większą ochotę sama sprawdzić, jakie wrażenie książka zrobi na mnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Czekam w takim razie na okazję do porównania wrażeń :) Może akurat staniesz się fanką autora, kto wie? :)
UsuńNie czytałam jeszcze książek Musso. Piękne zdjęcia, gdzie znajduje się ten pałac? :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) We Wrocławiu, w Parku Stanisława Tołpy ;-)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)