Mark Helprin – Zimowa opowieść
31.03.2017
Mark Helprin, Zimowa opowieść [Winter's Tale], tłum. Maciej Płaza, Joanna Dziubińska, Wydawnictwo Otwarte, 2014, 692 strony.
Ileż jest we mnie sprzeczności, gdy myślę o niedawno
przeczytanej książce Marka Helprina i to wcale nie dlatego, że pojawiła się
wiosna, a ja piszę o „Zimowej opowieści”. Przepięknie opowiedziana historia, która
potrafiła mnie totalnie oczarować i zamknąć w swoim świecie, a jednocześnie
sprawiła, że momentami czułam się nieco znużona i zastanawiałam się czy to
wszystko nie jest przypadkiem przerostem formy nad treścią.
Peter Lake wciąż ucieka. Gang do którego kiedyś należał i
stojący na jego czele Pearly Soames zrobią wszystko, by go dopaść i
zdecydowanie nie mają zamiaru zostawić go przy życiu. W czasie jednego ze starć
główny bohater trafia na niezwykłego białego konia i fakt, że ten właściwie
potrafi unosić się nad ziemią, jest przedsmakiem całego ogromu niezwykłości,
które jeszcze mają się w tej opowieści wydarzyć. Pojawi się niespodziewanie miłość
do Beverly – chorej na gruźlicę córki właściciela posiadłości, którą Peter planował
obrabować, ale ten wątek to tylko jeden z licznych akordów w pełnej
dźwięków, barw i magii książce.
Czasami niektórzy bohaterowie znikną (i kto wie czy na
zawsze, czy może tylko na chwilę), by mogli pojawić się nowi ze swoimi
historiami. Z biegiem stron zmienią się też czasy – od początku XX wieku
przeniesiemy się do jego schyłku. Wszystkie wątki połączy Nowy Jork. Pamiętam,
że u Dennisa Lehane’a w „Mieście niepokoju” miałam poczucie, że uczynił on
Boston jednym z bohaterów. Mark Helprin poszedł nie o krok, ale o kilka dalej –
w „Zimowej opowieści” miasto jest tym, co spaja i dzieli, zachwyca i wywołuje obrzydzenie,
daje schronienie i pozbawia dachu nad głową, budzi nadzieję, ale momentami
zupełnie ją odbiera, pozwala się odnaleźć i zupełnie pogubić. Oddycha. Żyje.
Dawno już nie czytałam powieści, w której miejsce akcji było nie tyle ważne, co
kluczowe dla jej przebiegu i wzbudzało tyle sprzecznych emocji. To, w jaki
sposób amerykański pisarz uczynił je bohaterem, budzi we mnie absolutny zachwyt.
Długo mierzyłam się z ta powieścią i miałam momenty
zwątpienia. Nie na tyle silne, żebym myślała o porzuceniu lektury, ale takie,
które sprawiły, że czułam się trochę przytłoczona stylem Marka Helprina. W „Zimowej
opowieści” znajdziecie niewiele dialogów, a opisy będące siłą tej książki,
stają się jednocześnie pułapką. Czuje się, że każdy z nich jest przemyślany i
jednocześnie (nie przychodzi mi do głowy żadne bardziej pasujące słowo) w
pewnym sensie natchniony. Tworzony bez wyrachowania - z ogromną wyobraźnią i
wyczuciem. Można się w tym rozsmakować, ale czasami po prostu czułam przesyt. To
nie jest książka, przez którą przepłyniecie w jeden wieczór, bo wymaga
skupienia, odpowiedniego nastroju i poddania się temu wszystkiemu, co jest w
stanie zaoferować. Intrygujący bohaterowie nie mający zamiaru siedzieć w
żadnych ramach, wydarzenia dalekie od schematów, miejsca pełne kontrastów, baśniowy
klimat, w którym nie obejdzie się bez rozlewu krwi, nienawiści i kłamstw. To
niezwykła powieść.
Jest chyba trochę za wcześnie, żebym potrafiła zachować
wobec tej książki odpowiedni dystans, bo wciąż kotłują się w mnie różne –
często sprzeczne - odczucia. Jednego jestem jednak pewna – nie żałuję, że
sięgnęłam po „Zimową opowieść” i prawdę mówiąc mam przeczucie, że jeszcze do
niej wrócę.
Garść cytatów:
„Wszystko zawsze musiało się zmienić, nawet gdy bardzo to
kochał. Jedynym ratunkiem była nadzieja, że całe to zamieszanie ma jakiś sens”.
(s. 136)
„Wiedział, że wszyscy są wobec śmierci absolutnie równi i że
największymi skarbami na świecie są ruch, odwaga, śmiech oraz miłość”. (s. 140)
„Wierzyła bowiem, że tylko poprzez miłość można doświadczyć
straszliwej udręki czasu, a potem go zupełnie unieruchomić”. (s. 409)
„Ludzie łatwo przyjmują do wiadomości, że na przykład linia prosta i punkt to byty
wyimaginowane, a w istnienie sekund wierzą niezachwianie”. (s. 444)
„Entuzjazm samotnych ludzi jest czasem nie do wytłumaczenia.
Kiedy coś ich rozweseli, intensywność i czas trwania ich śmiechu
odzwierciedlają głębokość ich samotności (…)” (s. 528)
„Są niewolnikami
mrugających pikseli, które ich obezwładniają i mówią im, co mają myśleć, co kupować
i iloma kocami przykryć się na noc”. (s. 540)
28 komentarze
Podoba mi się fakt, że miasto w tej powieści naprawdę egzystuje. Jestem natomiast ciekawa, jak zareagowałabym na toporny styl autora. Może kiedyś się o tym przekonam. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńChyba nie nazwałabym go topornym - jest po prostu przepełniony metaforami i refleksjami, co działa na plus, ale w tak dużej dawce czasami powoduje przesyt :) A miasto zdecydowanie żyje i aż pulsuje! :)
UsuńNie czytałam jeszcze ani jednej książki tego autora. Może zacznę od "Zimowej opowieści" :) Recenzja mnie przekonała :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Nie wiem jak prezentują się inne książki autora, ale na pewno to sprawdzę.
UsuńSłyszałam, że to wartościowa powieść napisana z rozmachem i mam zamiar kiedyś się z nią zapoznać. Jednak potrzebuję chyba odpowiedniego nastroju i więcej czasu na taką historię :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie rozmachu jej nie brakuje :)
UsuńCzytałam tę książkę jakieś 2 lata temu i mam bardzo podobne odczucia, co Ty ;) Z jednej strony absolutnie mnie zachwyciła, z drugiej - momentami nużyła. Jak to możliwe w jednej książce :D? Ale gdy myślę o niej teraz to pamiętam głównie jakąś taką magię, która się unosiła znad kartek...
OdpowiedzUsuńJest w niej coś magicznego, to prawda :) Ciekawa jestem czy z innymi książkami autora jest podobnie, że zachwycają, a momentami też nużą - mam na półce "Pamiętnik z mrówkoszczelnej kasety", więc pewnie kiedyś się przekonam :)
UsuńW tym wypadku bardziej spodobał mi się film niż książka :( W książce bardzo mi się dłużyły te wszystkie opisy i trochę się nudziłam.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa filmu i planuję obejrzeć, chociaż dopiero w trakcie lektury się dowiedziałam, że powstał :)
UsuńJa niestety rozczarowałam się tą książką, chociaż zapowiadała się cudownie... Czytało mi się bardzo żmudnie i ciągnęło się niemiłosiernie, a sama historia nie zachwyciła mnie tak jak myślałam, że to zrobi...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że u mnie to znużenie, które czasami się pojawiało, przeplatało się jednak z zachwytem i tego drugiego było jednak więcej :) Rozumiem jednak Twoje odczucia :)
UsuńPowieści nierozpieszczające dialogami zazwyczaj czyta się trudniej, czasami jednak mam wrażenie, że dają więcej czytelniczej satysfakcji.
OdpowiedzUsuńSatysfakcję z lektury zdecydowanie miałam, nawet mimo tych momentów znużenia, więc może coś w tym jest :)
UsuńNa razie spasuję, ale może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńPrzepięknie wydana jest ta książka, ale nie wiem, czy treść by mnie przekonała. ;/ Trochę się tych gangów obawiam, bo nie przepadam za takimi wątkami. ;/
OdpowiedzUsuńTo wątek dosyć istotny, chociaż nie przytłacza innych. Ale rozumiem - jeśli nie jesteś przekonana, to nie namawiam :)
UsuńUwielbiam tę powieść, nieustannie do niej wracam, aby przypomnieć sobie jakiś jej fragment, to właśnie w niej znalazłam swoje motto życiowe, które jak pewnie zauważyłaś zamieściłam także na blogu. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Czyli u Ciebie wzbudziła totalny zachwyt - bardzo się cieszę :) To ogromna przyjemność trafiać na takie książki, do których aż chce się wracać :)
UsuńKasiu, miałaś rację, potrzebuję tej książki - zanurzyć się opowieści o Nowym Jorku, pełnoprawnym uczestniku i sile kształtującej wydarzenia, baśni wpisanej we współczesność i poza nią, historię miłości... :) Twoje wrażenia znalazły w mej duszy i czytelniczych pragnienaiach podatny grunt, który będzie oczekiwał "Zimowej opowieści". Teraz nie mogę mieć nawet ciena zwątpienia, co do tego, że przypadnie mi ona do gustu.
OdpowiedzUsuńPodobnie, jak i Ty, potrzebuję czasu, by ochłonąć od emocji, skłębionych we mnie podczas lektury. Jak widać, sugestywność opisów, choć zawieszajaca akcję i niekiedy wudząca obiekcje nie pozwala na zagaszenie wzruszeń, a wręcz je prowokuje. Dla autora z pewnością było to nie lada wyzwanie, nam czytelnikom pozostaje znaleźć przytulny kąt i dać sięoprowadzać po tej innej, równoległej rzeczywistości...
Kasiu, przeszyła mnie na wskroś potęga przedostatniego cytatu - jest boleśnie piękny, obezwładniający prawdą. Dziękuję Ci za jego wskazanie <3
Tak właśnie myślałam - to zdecydowanie książka dla Ciebie :) A ten przedostatni cytat i mnie mocno poruszył, jakoś mocno czuję prawdę tego, o czym traktuje.
UsuńJa do tej książki zabieram się już któryś raz, i co roku obiecuje sobie że w tej zimie w końcu ją przeczytam. I na razie nadal stoi na półce nieprzeczytana :)
OdpowiedzUsuńPoczeka - na dobry moment i nastrój :)
UsuńKsiążkę posiadam w swojej biblioteczce (również w tym pięknym wydaniu co Ty), bo bardzo dużo o niej słyszałam i mam wrażenie, że zalicza się ona już do swego rodzaju klasyki. Przyznam jednak, że wstrzymam się jeszcze z jej lekturą, chyba muszę do niej dojrzeć "literacko".
OdpowiedzUsuńWarto poczekać na odpowiedni moment :) Ja teraz planuję obejrzeć film i sprawdzić jak ta historia wypadła na ekranie :)
UsuńJa też ją długo czytałam, ale warto było :) Również mam zamiar obejrzeć ekranizację, jestem jej szalenie ciekawa. A słyszałaś piosenkę zespołu Waterboys "Beverly Penn"?
OdpowiedzUsuńTeraz posłuchałam :) Jest w niej coś, ale jakoś bardzo mocno mnie nie poruszyła :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)