Håkan Nesser – Jedenaście dni w Berlinie
1.01.2017
Håkan Nesser, Jedenaście dni w Berlinie [Elva dagar i Berlin], tłum. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Czarna Owca, 2016, 327 stron.
Coraz bardziej lubię Håkana Nessera. „Jedenaście dni w
Berlinie” to dopiero druga książka szwedzkiego autora, którą miałam okazję
czytać, ale już wiem, że świetnie odnajduję się w jego stylu. Mam wrażenie, że
odkrywam go trochę od nietypowej strony, bo bardziej znany jest w stricte kryminalnej
odsłonie, a „Żywi i umarli w Winsford” jest raczej powieścią psychologiczną, natomiast
jego najnowsza książka to z kolei, w moim odczuciu, połączenie powieści obyczajowej
z realizmem magicznym.
Arne Murberg nie jest pewny co czuje po śmierci swojego ojca
- taka niepewność nie jest jednak w jego życiu niczym szczególnym. To facet po
trzydziestce, ale - w wyniku niefortunnego skoku do wody sprzed lat - jest
nieco ograniczony w pojmowaniu bardziej skomplikowanych rzeczy. Za jego plecami
pewnie niejedna osoba nazwałaby go po prostu głupim, ale sprawa ma się raczej tak, że w głowie mieści mu się mniej rzeczy i trudniej mu je ze sobą łączyć. Gdy
dowiaduje się, że jego matka wcale nie umarła i ma ją zgodnie z ostatnią wolą zmarłego
odnaleźć, nawet się nie zastanawia. Te poszukiwania pokażą, że jak już postawi
sobie jakiś cel, to nie spocznie, dopóki go nie osiągnie.
Gryzło mnie na początku skojarzenie, które ze względu na
głównego bohatera (i pewnie trochę też przez okładkę) prawie od razu mi się
nasunęło – Forrest Gump. Widziałam film (Tom Hanks rządzi!) i zaczęłam
się obawiać, że przez całą książkę nie pozbędę się tego wrażenia bazowania na podobnym
motywie. Na szczęście w miarę lektury autorowi udało się stłumić we mnie to
poczucie i mogłam już spokojnie śledzić berlińską przygodę, którą mi
zaserwował. Nie okazało się wprawdzie, że „Jedenaście dni w Berlinie” to
genialna powieść, ale dużo się przy niej uśmiechałam, a to
coś, co bardzo doceniam.
Arne chyba od zawsze miał potencjał, ale mieszkając w
Szwecji i pomagając swojemu ojcu w sklepie niespecjalnie była okazja, żeby się
wykazać. A może to dopiero Berlin coś w nim obudził i mężczyzna uwolnił się od
tych pobłażliwych spojrzeń i postanowił, że to jest jego misja i pokaże sobie,
ale też wujkowi i ciotce, że stać go na więcej. I bohater stworzony przez Håkana
Nessera naprawdę sobie radzi. Jasne, że trochę trudno mu się zorientować w
nieznanym mieście i z minimalną znajomością języka (większa ilość słówek po
prostu mu się nie zmieściła w głowie), ale przecież ma mapę, słownik i dobre
chęci, a to już naprawdę sporo, by jakoś się odnaleźć. Jego perypetię
sprawiały, że czułam do niego coraz większą sympatię i zastanawiałam się jak
połączą się jego losy z dwoma innymi postaciami – chorowitej Beate i profesora
Litvinasa, który właśnie opuścił zakład psychiatryczny.
Był niestety taki moment, że poczułam się nieco znudzona czytaniem o kolejnym
dniu w Berlinie, bo zrobiło się zbyt jednostajnie. Poczekałam jednak trochę i okazało się, że szwedzki pisarz
postanowił wprowadzić (co skojarzyło mi się z Murakamim) wątki, co do których
nie ma się pewności czy są aby na pewno rzeczywiste, czy tylko dzieją się w
wyobraźni bohaterów. Miałam wrażenie, że Håkan Nesser chciał w ten sposób
pobawić się formą, nadać zwyczajnej historii nieco kolorytu i baśniowości. To
udany eksperyment, a nawet jeżeli fabularnie nie były to jakieś szalenie
niebanalne pomysły, to mnie zaintrygowało jak zmienna potrafi być twórczość
autora. Trochę się nawet obawiam, że zderzenie z jego kryminałami będzie takie
zwyczajne, ale mam nadzieję, że i w nich odnajdę to sprawne pióro,
intrygujących bohaterów i przyjemność czytania. A „Jedenaście dni w Berlinie" polecam jeżeli lubicie nietypowe powieści, liczycie na dawkę humoru i macie ochotę oderwać się nieco od rzeczywistości. Może spędzicie w towarzystwie Arnego miło czas i polubicie go tak jak ja.
Garść cytatów:
„Morze można namalować z tysiąc razy i nic z tego nie
zrozumieć (…)” (s. 83)
„Nie trzeba wcale ubierać w słowa wszystkiego, co dzieje się
między niebem a ziemią”. (s. 87)
„No bo tak to bywa. Czasami życie toczy się tak szybko i
jest tak zakręcone, że po prostu trzeba stanąć w ciemnym kącie i zamknąć oczy,
żeby nie stracić przytomności”. (s. 151)
~~*~~
15 komentarze
Postać głównego bohatera jest dość nietypowa, przez co kusi mnie ta książka. Nie jestem jednak fanką realizmu magicznego. No nic, autora miałam okazję już czytać i było całkiem dobrze, więc kiedyś pewnie sięgnę i po tę historię:)
OdpowiedzUsuńTo oderwanie od rzeczywistości ma taką delikatniejszą postać (niż to bywa na przykład u wspomnianego Murakamiego), więc może by Ci nie przeszkadzało :) Arnego łatwo polubić i myślę o nim z dużą sympatią :)
UsuńAleż się zdziwiłam jak zobaczyłam okładkę książki, a potem dotarłam do akapitu, w którym piszesz o fabule. Nazwisko pisarza kojarzyło mi się dotąd tylko z kryminałami, które swoją drogą od dawna planuję poznać, więc jestem mocno zaskoczona! Nie wiem czy zdecyduję się przeczytać, ale dobrze wiedzieć, że taka powieść istnieje :)
OdpowiedzUsuńWidać Nesser potrafi zaskoczyć :) Jeżeli chodzi o kryminały, to właśnie je biorę sobie teraz na celownik :)
UsuńKiedyś czytałam „Karambol” tego autora i miałam bardzo dobre wrażenia. Fakt, że ta książka nie jest typowym kryminałem, zachęca mnie, bo nie lubię typowych kryminałów. Ciekawi mnie ten ciężkomyślący Arne, intrygują mnie takie postacie. :)
OdpowiedzUsuńArne to ciekawy bohater, podobało mi się jak ta podróż do Berlina go zmieniła :)
UsuńCzytałam jakieś kryminały Nessera, ale średnio je pamiętam, chyba aż tak mi się nie podobały. Z kolei porównania do Forresta Gumpa, Murakamiego i realizmu magicznego zdecydowanie mnie zachęciły :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie zawiedziesz :) Ani Forresta, ani Murakamiego nie przebija, ale ciekawe są jeszcze nawiązania do Astrid Lindgren :)
UsuńMam na swojej półce jedną książkę autora, ale jakoś nam niestety nie po drodze :) Może Twoja recenzja okaże się impulsem do rozpoczęcia nowej przygody? :)
OdpowiedzUsuńA jaki tytuł na Ciebie czeka? :)
UsuńNie czytałam tego autora, ale kojarzyłam go właśnie jako autora kryminałów. ta książka mnie zaintrygowała. Cenię, gdy powieść potrafi wywołać uśmiech :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie, chociaż obawiam się tych momentów nudy i tych magicznych elementów. Ale pomyślę jeszcze nad tą książką, może dam jej szansę. ;)
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście przypomina Forresta Gumpa i to skojarzenie również musiałabym sprytnie ominąć. Cieszę się, że fabuła na to pozwala, a dodatkowo pozwala czytelnikowi często się uśmiechać. Chętnie kiedyś przeczytam. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńMuszę dopisać na swoją listę książek do przeczytania :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie kusi :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam nietypowe historie przy których można się pośmiać, dlatego mam nadzieję, że uda mi się niedługo zdobyć tę pozycję :)
Pozdrawiam i przepraszam za tak długą nieobecność.
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)