Marcin Hybel – Ballada o przestępcach
5.10.2016
Marcin Hybel, Ballada o przestępcach, Czwarta Strona, 2016, 462 strony.
Mam pewną słabość do powieści, których akcja dzieje się Anglii,
a w Londynie w szczególności. Pamiętam jak zachwycałam się tym miastem u Terry’ego
Pratchetta („Spryciarz z Londynu”), który stworzył obraz niezwykle klimatyczny
i pełen ciemnych zaułków. Wprawdzie Marcin Hybel w swojej powieści „Ballada o przestępcach”
postawił przede wszystkim na podlondyńskie miasteczko i zupełnie inne czasy (u
angielskiego pisarza XIX wiek, u polskiego XIV), ale i tak miałam przeczucie,
że dobrze będę się w takiej scenerii czuła.
William i Gilbert mogliby się spodziewać wielu rzeczy, ale z
pewnością nie tego, że w kilka minut zostaną pozbawieni rodziców, siostry i
wujka. Napaść w czasie ich podróży do Londynu, gdzie mieli prezentować swoje
sztuczki, zakończyła się brutalnie i krwawo. Chłopców porwano i zmuszono do
stania się częścią przestępczej gildii, a ich szkolenia podjął się znany w tym
światku Alard – nieznoszący sprzeciwu, bardzo doświadczony i widzący w nowych
nabytkach duży potencjał.
Lubię, gdy powieść od pierwszych stron intryguje i wciąga w
stworzony świat, a „Ballada o przestępcach” tak właśnie na mnie zadziałała.
Mnóstwo przyjemności czerpałam z poznawania kolejnych wydarzeń, chociaż – to muszę
zaznaczyć – od pewnego momentu brakowało mi poczucia, że do czegoś konkretnego
ta historia zmierza. Naprawdę dużo się działo, lata mijały, a jednak akcja
chwilami stała w pewnym sensie w miejscu i mimo niesłabnącej ciekawości z jaką
czytałam o tym, co jest tu i teraz, to nie byłam zaintrygowana zdarzeniami,
które dopiero miały mieć miejsce. Może przyzwyczaiłam się do innego typu
powieści i szukałam większego napięcia i niepokoju, a tutaj nie do końca to
odnalazłam.
Tym, czego zdecydowanie nie można odmówić autorowi i co
mocno doceniam, jest barwne przedstawienie średniowiecznej rzeczywistości oraz
pokazanie prawideł rządzących gildią przestępców. Nie jest to grupka
nieco bardziej przebiegłych chłystków, lecz od wielu lat prężnie działająca
organizacja, w której panuje określona hierarchia. Członkowie zdobywają konkretne
kwalifikacje (zdziwilibyście się jak drobiazgowe może być szkolenie na przykład
żebraków) i podporządkowują się zadaniom wyznaczanym między innymi przez
hrabiów gildii. Marcin Hybel nie szczędził starań, by pokazać jak to wszystko
funkcjonuje i zrobił to bardzo przekonująco.
XIV-wieczne londyńskie przedmieścia to pełne brudu, krzyków
i tłumów miejsce, w którym trzeba umieć się o siebie zatroszczyć. To także
przestrzeń, gdzie dosadny język jest codziennością (uczulonych na wulgaryzmy
ostrzegam, że w powieści nie raz się pojawiają), a prawdziwe więzi zostały
wypaczone na rzecz obliczonej na zysk lojalności. Marcin Hybel pokazuje jak
niewiele jest tu autentycznej troski o drugiego człowieka i że wystarczy
moment, by zakończyć swój żywot.
William i Gilbert będą musieli odnaleźć się w nowej
sytuacji, a targające nimi wątpliwości zostaną przygniecione chęcią przeżycia.
Trochę żałuję, że w pewnym momencie Gil zostaje zepchnięty na boczny tor, bo jego
sytuacja wydawała mi się trudniejsza i dająca okazję do stworzenia głębszego
portretu psychologicznego. Autor bardziej skupił się na Williamie, a ten poza
byciem szkolonym przez człowieka odpowiedzialnego za zamordowanie jego rodziny,
musiał też mierzyć się z uczuciami do córki karczmarza. Daleko jednak temu wątkowi
do historii romantycznej miłości walczącej z przeciwnościami i całe szczęście,
bo w tamtych czasach wzajemne relacje często wyglądały zgoła inaczej.
Marcin Hybel dał mi się poznać jako autor, na którego warto
zwrócić uwagę i mimo pewnych zastrzeżeń co do poprowadzenia fabuły, muszę
przyznać, że dobrze bawiłam się przy „Balladzie o przestępcach”. Na tyle, że kiedyś
chętnie sprawdzę jak prezentują się inne powieści polskiego pisarza.
Garść cytatów:
„A ten świat, choć barbarzyński, był w istocie prosty i
czarno-biały, i wszystko, co przeczyło zasadom gildii, traktowano w nim jako
złe i niewłaściwe”. (s. 96)
„Ludzie jednak nie
zamierzali słuchać. Nigdy nie słuchali, dopóki nie wyładowali wszystkich swych
frustracji”. (s. 232)
Za książkę dziękuję wydawnictwu
Wyzwanie: Polacy nie gęsi
22 komentarze
Muszę przyznać, że mi książka bardzo się spodobała :) Zgadzam się jednak z tym, że autor mógł troszkę bardziej rozbudować wątek Gilberta bo zapowiadało się bardzo ciekawie a niestety ja osobiście odczułam niedosyt.
OdpowiedzUsuńByło w przypadku Gilberta kilka ciekawych momentów w czasie późniejszego szkolenia, ale faktycznie można się tu było pokusić o więcej :)
UsuńChyba jednak książka nie dla mnie, odpuszczę sobie. Zwłaszcza, że i te wady, które zauważyłaś, trochę mnie zniechęciły. ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Amanda Says
Jeżeli czujesz, że to nie Twoje klimaty to nie namawiam :)
UsuńNie byłam pewna, czy to książka dla mnie, ale trochę mnie jednak kusi. Zwłaszcza, że po takie łotrzykowskie historie na co dzień nie sięgam.
OdpowiedzUsuńTeż Aniu nie sięgam po takie książki zbyt często, ale to była miła odmiana :)
UsuńLubię średniowieczne klimaty, a jeszcze osadzone w Anglii podwójnie cieszą :) Zapisuję ten tytuł!
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam o Twoich wrażeniach :)
UsuńZaciekawił mnie sam klimat opowieści oraz miejsce i czas, w których rozgrywa się akcja.
OdpowiedzUsuńKlimat udało się autorowi uchwycić całkiem sprawnie, a czasy są zdecydowanie ciekawe, tym bardziej, że pokazana tu została ich ciemniejsza strona.
UsuńCzytałam "Awanturę na moście" tego autora i chociaż książka nie była zła to również miałam wrażenie, że nie zmierza do konkretnego punktu. Dlatego za tę powieść raczej podziękuję.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że podobny problem pojawia się w "Awanturze na moście", bo planuję do niej zajrzeć. Zobaczymy - może dostarczy mi mimo to trochę rozrywki :)
UsuńChętnie sama sprawdzę tego autora ;)
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
To najlepsze wyjście :)
UsuńWulgaryzmów raczej się nie obawiam, choć na klimat powieści mogę nieco kręcić nosem. Jeszcze się zastanowię :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie każdy się w takiej łotrzykowskiej powieści odnajdzie :)
UsuńNa pierwszy rzut oka książka wydaje się być całkowicie w moim guście :)
OdpowiedzUsuńTeraz zostaje Ci tylko sprawdzić na na drugi rzut oka będzie tak samo :)
UsuńPóki co miałam przyjemność poznać autora na żywo, podczas jego prelekcji na którymś z konwentów kilka lat temu. Trzeba przyznać, że ma dar opowiadania, więc widzę w tej książce potencjał. ;) Też się na nią skusiłam, także niebawem mam nadzieję wyrobić sobie na jej temat zdanie. Nastawiam się pozytywnie. :)
OdpowiedzUsuńO, ciekawa jestem tych opowieści słyszanych na żywo :)
UsuńTrzymam kciuki żeby książka Ci się spodobała :)
Rzeczywiście szkoda, że Gilbert został zepchnięty na bok i autor skupił się bardziej na Williamie, chociaz on tez wydaje się ciekawą postacią. Nie slyszalam o tej ksiazce ani o autorze, moze dlatego ze nie czytam takich ksiazek, ale swoją recenzja nabralam na nią ochoty. Również uwielbiam kiedy ksiazki wciągają w swoj swiat, ze ciezko sie oderwać, a do Anglii tez mam słabość:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
(recenzentka-ksiazek.blogspot.com)
Po pewnym czasie odrywałam się łatwiej, ale i tak było przyjemnie po nią sięgnąć :)
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)