Beata Szady – Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy
19.10.2016
Beata Szady, Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy, Wydawnictwo Czarne, 2016, 171 stron.
Mało wiem o świecie. Czytałam reportaż „Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy”
Beaty Szady i właśnie taka refleksja mnie nachodziła. To, czego się uczyłam w
szkole wydaje mi się w takich chwilach tylko cieniutką otoczką, która powinna dawać
mi poczucie znajomości tematu, a tak naprawdę mówi bardzo niewiele o
rzeczywistości. O ludziach wiem może odrobinę więcej, ale i tak często się
potykam o swoje pewniki i po raz kolejny się dziwię.
Wiem gdzie leży Peru, jak wygląda na mapie, z kim graniczy,
a fakt, że stolicą państwa jest Lima nie ma w sobie nic odkrywczego. Zastanawiam
się czy gdybym tam pojechała trzymałabym się tylko tych bezpiecznych i
reprezentacyjnych ulic, a może celowo (lub zupełnie przypadkiem) poszłabym dwa kroki dalej, by zobaczyć zupełnie inny świat. Określenie Limy miastem
kontrastów wydaje się tu szalenie adekwatne, a Beata Szady wielokrotnie to
udowadnia. Miejsca, które tworzy się z myślą o turystach można z powodzeniem
obejrzeć w przewodnikach, ale tam, gdzie prowadzi czytelnika autorka, większość
nie ma ochoty zaglądać. Cieszę się (mimo że to określenie niespecjalnie dobrze
tu brzmi), że miałam taką okazję sięgając po ten reportaż, bo dzięki temu o tym
kawałku świata wiem teraz trochę więcej.
„Ulica mnie woła. Życiorysy z Limy” nie jest rozbudowanym
reportażem, a zawarte w nim historie przypominały mi raczej migawki z życia
różnych osób. I trudno się temu dziwić, bo wiele z nich raz pojawia się, a raz
znika. Jest Eduardo, który marzy o własnym biznesie i próbuje coś zmienić, ale
blizny przypominają o przeszłości – narkotykach, kradzieżach, braku perspektyw
i korzeni. Zresztą tu nigdy nie wiadomo czy ulica nie zawoła ponownie, więc
trudno być czegokolwiek pewnym; Beny i Jose mają uzyskać dowód osobisty, bez
którego właściwie się nie istnieje, ale łatwo zdecydowanie nie będzie. Dowód
momentami pomaga, ale nie tworzy człowieka – data urodzenia bywa zmyślona jeśli
się jej nie pamięta, imię i nazwisko jest często tylko zlepkiem słów – czasami mówi
coś o rodzinie – ojcu i matce - ale częściej nie mówi nic. Takich życiorysów będzie więcej, a każdy z nich w jakiś sposób porusza i skłania do myślenia.
Ulica daje poczucie wolności i pozornej kontroli nad własną
codziennością, ale w praktyce żyje się tu z dnia na dzień – zarabiając mniej lub
bardziej uczciwie (częściej to pierwsze), wąchając klej, niejednokrotnie
staczając się coraz bardziej. Gorzej, że wielokrotnie to wydaje się lepsze niż
wcześniejsze życie – przemoc, bieda, niechęć, samotność, próby wciśnięcia w
jakieś ramy. Ulica woła i czeka. Wiele dzieciaków na to wołanie opowiada, nawet
jeżeli mają dokąd pójść.
Beata Szady uczestniczy w sytuacjach, które opisuje, ale w żadnym
momencie nie stawia siebie na pierwszym planie. To nie o niej jest ten reportaż
i zdaje się doskonale o tym wiedzieć. Jest bacznym obserwatorem i prostym
językiem odkrywa kawałki życia konkretnych mieszkańców Limy. Trafia do mnie
taka forma, gdzie jest dużo miejsca na własne refleksje i nie ma się poczucia
narzucania czyjejś oceny. Nie przekonywały mnie jedynie tak zwane przecinki –
fragmenty, w których więcej było liczb niż ludzi, ale dostrzegłam w nich
wartość jako kolejny przykład kontrastu między tym, co pojawia się w
statystykach, a tym, jak jest naprawdę.
Mam pewne poczucie niedosytu ze względu na stosunkowo
niewielkie rozmiary tej publikacji i skłamałabym, gdybym napisała, że po jej
lekturze nie mogę się pozbierać. Nie waham się jednak nazwać jej wartościową. Dla
mnie tym bardziej ważną, że – mam taką nadzieję – otwierającą czas znacznie
częstszego sięgania po reportaże i poznawania świata lepiej.
Garść cytatów:
„Część liczb musi kłamać. Może kłamią wszystkie”. (s. 27)
„W tym świecie – a może w każdym? – liczby są ważniejsze od
liter”. (s. 68)
„Turyści pragną piękna, prawdy już mniej”. (s. 163)
~~*~~
Za książkę dziękuję księgarni
Wyzwanie: Polacy nie gęsi
12 komentarze
Reportaże to niestety nie moje klimaty, więc sobie odpuszczę. No i szkoda, że czegoś zabrakowało i poczułaś niedosyt. ;/
OdpowiedzUsuńRozumiem, nie namawiam :) Niedosyt był, ale publikacja bardzo wartościowa i cieszę się, że po nią sięgnęłam.
UsuńZapowiada się ciekawa i wartościowa książka. Mimo jej niewielkich rozmiarów i pewnego niedosytu po lekturze chciałabym ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńZachęcam, można dzięki niej spojrzeć na Limę zupełnie inaczej.
UsuńLima kojarzy mi się z dawnymi telenowelami :) o tak reportaż to gatunek, po który warto sięgać częściej!
OdpowiedzUsuńWarto poznać ją też od innej strony, chociaż ten obraz będzie niestety mało optymistyczny...
UsuńMam nadzieję, że teraz z reportażami będzie mi bardziej po drodze :)
Za reportażami to tak średnio przepadam :)
OdpowiedzUsuńMasz jakieś złe doświadczenia z nimi czy po prostu Cię nie ciągnie?
UsuńDobrze, że pani Szady tak rozważnie podchodzi do pojęcia reportażu i nie stawia siebie na pierwszym planie. Ciekawa tematyka, z pewnością poruszająca. Kiedyś chętnie po nią sięgnę. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńZachęcam, Miłko :)
UsuńFaktycznie, książka nie poraża objętością. Ale jako wprowadzenie do historii tych ludzi i tego miasta, będzie chyba bardzo dobra.
OdpowiedzUsuńChociaż, jeśli chodzi o wydawnictwo Czarne, moją uwagę zwróciły inne reportaże, nad tym jakoś nigdy się specjalnie nie zastanawiałam.
Też myślę, że jako wprowadzenie się sprawdzi :) W. Czarne kusi mnie wieloma tytułami, ale na razie na półce mam "Śmierć z Amazonii" Domosławskiego z Wielkiej Litery i planuję niedługo przeczytać.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)