Marcin Mortka – Miasteczko Nonstead
3.04.2016
Marcin Mortka, Miasteczko Nonstead, Fabryka Słów, 2012, 297 stron.
Zastanawiam się nad pierwszym spotkaniem z Marcinem Mortką i
z pewną trudnością przychodzi mi określenie, na ile było ono udane. Problem
tkwi w tym, że chociaż w ogólnym rozrachunku „Miasteczko Nonstead” przypadło mi
do gustu, to jednocześnie czuję, że można było z tej historii wyciągnąć jeszcze
więcej. Predyspozycje ku temu autor ma zdecydowanie, ale tym razem nie zdołał
mnie wbić w fotel i sprawić, że z dreszczem przechodzącym po plecach będę
wspominała wizytę w małym, dziwnym miasteczku.
Nathan po ogromnym sukcesie swojego zbioru opowiadań grozy,
przeżywa trudne chwile w życiu osobistym. Jego ukochana nagle zniknęła i trudno
mu się pogodzić, że być może więcej jej nie zobaczy. Wraca więc pod zmienionym
nazwiskiem do miejsca, w którym przeżyli jedne z najszczęśliwszych chwil,
licząc, że uda mu się odciąć od męczącej sławy i poukładać sobie rozsypane na
kawałki życie. Można by to uznać za całkiem niezły plan, gdyby nie fakt, że
miasteczku Nonstead bardzo daleko do gościnnego miejsca. Dzieją się w nim mocno
niepokojące rzeczy (znikający ludzie; dziecko rozmawiające przez sen i cóż…
uzyskujące odpowiedź; stojąca w lesie – podobno przeklęta - Samotnia) i spokój
to ostatnie na co może liczyć Nathan. Mężczyzna szybko (moim zdaniem nawet zbyt
szybko) porzuca swoją fałszywą tożsamość i angażuje się w kolejne wydarzenia.
Poszukiwanie odpowiedzi nigdy jednak nie jest w takich sytuacjach bezpieczne i
pewnie mądrzej byłoby od razu wyjechać.
Marcin Mortka sam nasunął mi na myśl porównania swojej
powieści z twórczością Stephena Kinga, kilkakrotnie o nim wspominając. Może
właśnie dlatego mimowolnie szukałam w „Miasteczku Nonstead” tych elementów,
które tak cenię u amerykańskiego pisarza i czułam się odrobinę rozczarowana. W
gruncie rzeczy myślę jednak, że nawet bez nawiązywania do Kinga i tak
brakowałoby mi tego samego – głębszego wniknięcia w psychikę bohaterów i
stworzenia szerszego i bardziej szczegółowego kontekstu całe opowieści. Mam
poczucie, że ta historia w bardziej rozbudowanej wersji dużo by zyskała, a ja
jako czytelnik miałabym szansę jeszcze bardziej się w nią zaangażować i zżyć
się mocniej z Nathanem i innymi postaciami.
Z pewnością przy „Miasteczku Nonstead” nie można się jednak nudzić,
bo akcja właściwie ani na chwilę nie zwalnia. Intensywność kolejnych wydarzeń
sprawiła, że nawet nie wiem kiedy dotarłam do ostatniej strony. Marcin Mortka
umiejętnie buduje poczucie, że zło może czaić się wszędzie i w trakcie lektury
trudno wskazać, co jest przyczyną dziwnych wydarzeń w miasteczku. Czasami tylko
wydawało mi się, że brakuje jakiejś głównej osi strachu, przez co nie zawsze
czułam oddech zbliżającego się niebezpieczeństwa, ale z drugiej strony doceniam
takie rozwiązanie, bo trudno przewidzieć z której strony nadejdzie cios.
Spotykanie na swojej drodze świetnych książek to najlepsze
na świecie doświadczenie, ale okazuje się być jednocześnie bagażem, który
sprawia, że oczekujemy od podobnych gatunkowo powieści znacznie więcej. Szukam
więc na przykład takiego napięcia, jakiego dostarczyły mi niepozorne „Cienie w mroku” Michelle Paver czy odkrywania ogromnych pokładów zła w człowieku (i nie
tylko), z czym genialnie sobie radzi Stephen King. Liczę na emocje i refleksje,
a jeżeli są podane w zupełnie innej odsłonie to tym lepiej, bo przecież nie
chodzi o to, by iść utartymi schematami. Chcę odkładać książkę z
przeświadczeniem, że stworzona przez autora historia zagości mi w głowie na
dłużej, zostawiając po sobie mniejszy lub większy ślad. Nie jestem pewna czy
„Miasteczko Nonstead” go zostawi, ale kto wie – już nieraz przekonałam się, że
potrafią tego dokonać książki, które w momencie lektury nie zachwyciły mnie w
stu procentach.
Powieść Marcina Mortki to mimo mojego marudzenia naprawdę całkiem
udane podejście do historii, mającej wzbudzić niepokój, ale skłamałabym, gdyby
stwierdziła, że czułam się w pełni usatysfakcjonowana. Zgrabny styl, ciekawy
pomysł i szybka akcja są atutami, które warto docenić, ale chciałabym poczuć
więcej dreszczy strachu na plecach i zachwycić się złożonością charakterów
postaci. Zakończenie pozostawia otwartą furtkę dla kolejnej części tej historii
i gdyby taka rzeczywiście się pojawiła, to na pewno dam jej szansę, licząc, że
Marcin Mortka zatopi się mocniej w mroku i ludzkich umysłach.
Garść cytatów:
„To nieprawdopodobne, ile człowiek może opowiedzieć
drugiemu, nie odzywając się ani słowem”. (s. 57)
~~*~~
Wyzwanie: Polacy nie gęsi
9 komentarze
Dawno, dawno temu ta powieść mnie zainteresowała... a potem o niej zapomniałam:p kiedy zobaczyłam u Ciebie ten znajomy tytuł stasznie się ucieszyłam, że książka, którą kiedyś chciałam poznać, została mi przypomniana. A tu w sumie zawód, w sumie braki, mało napięcia i psychologii. Może to jednak dobrze, że o niej zapomniałam?:)
OdpowiedzUsuńWiesz co, może miałam zbyt duże wymagania wobec niej, bo to nie jest zła książka, nawet nie waham się nazwać jej dobrą ;) Po prostu czuję, że mogłaby być jeszcze lepsza, bardziej trzymać w napięciu i mocniej przywiązywać do spotkanych w niej bohaterów :)
UsuńWprawdzie tej powieści nie czytałam, ale doskonale rozumiem uczucie zawodu, o którym wspominasz. Niestety wiele powieści grozy boryka się z brakiem rozwinięcia psychologii bohaterów, powodując u odbiorcy niedosyt. W każdym razie książki nie skreślam, ale będę mieć w pamięci, że nie jest to lektura bez wad.
OdpowiedzUsuńDokładnie - ma pewne niedostatki, ale na pewno bym jej nie skreślała ;) Myślę też, że to co mi przeszkadzało, dla kogoś innego może też nie być problemem :)
UsuńAkurat nie znam twórczości tego autora, ale jego nazwisko często mi się gdzieś przewija ;) Będę musiała nadrobić!
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Ma bardzo pokaźny dorobek, jest w czym wybierać :)
UsuńDla mnie twórczość pisarza na razie stanowi tajemnicę :)
OdpowiedzUsuńW sumie jeszcze się zastanowię nad tą książką, póki co mam co czytać - jedynie ok 45 książek na stosiku haha :D
OdpowiedzUsuńTypowe dla książkoholika :P
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)