Marta Kisiel - Nomen Omen
12.02.2016
Marta Kisiel, Nomen Omen, Uroboros, 2014, 336 stron.
„Nomen Omen” to jedna z tych książek, z którymi łatwo
polubić się już od pierwszej strony. Wystarczyła chwila, żebym zapomniała o mocno
przeciętnej powieści, którą skończyłam niedawno czytać i zatopiła się w
codzienności stworzonej przez Martę Kisiel. Codzienności często zabawnej,
chwilami pozytywnie absurdalnej, a gdzieś w tym wszystkim też przekornej,
magicznej (fantastyczne elementy mają tu swój udział) i momentami poważnej. Ta
książka to taki kociołek, w którym składników pojawia się sporo, ale wszystkie
są sprytnie połączone i dobrze doprawione, a przez co każdy kolejny kęs
(strona) to duża przyjemność i apetyt na więcej.
Salka, a właściwie Salomea (imię bardzo oryginalne, ale jego
posiadaczka raczej nie jest z tego względu specjalnie szczęśliwa) postanawia
wyprowadzić się z domu, gdzie życie utrudniają jej nieco pokręceni rodzice i
nieodpowiedzialny, często oderwany od rzeczywistości (w oczach bliskich jednak
genialny, z widokami na doktorat) brat Niedaś. Wyjeżdża do Wrocławia, by tam
podjąć pracę w uniwersyteckiej księgarni i wreszcie oddychać pełną piersią. Wizję
wolności wprawdzie zakłóca dziwna aura wokół domu, w którym ma
wynajmować pokój, ale przecież poza odrobinę niepokojącą staruszką i papugą
wcinającą wafle nie ma tam nic, czego można by się bać. Może ewentualnie
dziwnych trzasków i głosów w elektronicznych urządzeniach, ale to pewnie tylko
niewiele znaczące techniczne problemy. Z pewnością.
Marta Kisiel sprytnie dawkuje napięcie, bo tak naprawdę nie
wiedziałam czego spodziewać się po tej historii i z której strony może nadejść
zagrożenie. Spora dawka sytuacyjnego humoru potrafi nieźle uśpić czujność, ale
i tak gdzieś podskórnie czułam, że coś ewidentnie wisi w powietrzu. Nawet
jednak wtedy, gdy zaczyna się coraz więcej dziać i akcja się zagęszcza, powieść
nie traci komizmu, który nie raz wywoływał u mnie uśmiech. Oczywiście zdaję
sobie sprawę, że nie każdemu jego forma może przypaść do gustu, bo różne rzeczy
nas bawią (przyznaję, że pojawiły się kilka razy niezbyt uciążliwe chwile, gdy
niektóre żarty czy gry słowne wydawały się nieco przerysowane), ale warto to
sprawdzić na własne skórze, bo może się okazać, że nadajecie z Martą Kisiel na
podobnych falach.
Co ciekawe, chociaż autorka przyzwyczaiła mnie, że
niekoniecznie wszystko trzeba traktować jakoś szalenie poważnie, to jednak po
pewnym czasie zdołała wpleść wątek Wrocławia w czasie wojny (Breslau), który wprowadził
do powieści zupełnie inne, refleksyjne tony. Istotne w tym jest to, jak
zgrabnie potrafiła to wszystko połączyć, bym nie miała poczucia, że cokolwiek dorzucone
zostało do tej historii na siłę.
Nietuzinkowi bohaterowie stanowią przekrój bardzo różnych
osobowości przez co z powodzeniem ożywają na kartach książki i ani na moment
się ze sobą nie zlewają. Nie ma tu wprawdzie jakichś głębokich portretów
psychologicznych, ale i takowych nie oczekiwałam, więc nie czułam się
rozczarowana. Pierwsze skrzypce teoretycznie odgrywa Salka, ale tak naprawdę
każda z postaci ma tu konkretną rolę do odegrania. Salomeę łatwo mi było
polubić, pewnie dlatego, że w jej towarzystwie można poczuć się swobodnie. To
zwyczajna dziewczyna - czasami wprawdzie wyolbrzymiająca swoje wady i
notorycznie potykająca się o własne nogi, ale ta nieidealność dodaje jej uroku.
Co do Niedasia to pewnie sama miałabym problemy, by wytrzymać z nim pod jednym
dachem i niejeden jego wyskok i mnie doprowadziłby do szewskiej pasji, ale w
gruncie rzeczy to naprawdę fajny gość. Wprawdzie próbował utopić swoją siostrę
w Odrze, ale kto wie jak to tam w rzeczywistości było. O pozostałych (stałych) mieszkańcach
niecodziennego domu przy Lipowej 5 rozpisywać się nie będę, bo nie chcę Wam
odbierać przyjemności ich poznania i niespodzianek, które przygotowała autorka.
Marta Kisiel wielokrotnie bawi się słowem, a robi to tak
umiejętnie, że przez „Nomen Omen” po prostu się przepływa. Bez niepotrzebnych przestojów,
a za to z taką dawką humoru, która mi osobiście poprawiła nastrój; z drugiej
strony z wątkami, które pozwalają się nad paroma sprawami zastanowić. Cieszę
się, że miałam okazję spędzić czas z Salką, Niedasiem i innymi bohaterami, bo
zwyczajnie świetnie się z nimi bawiłam. Marta Kisiel rozbudziła mój apetyt na
kolejne spotkania i już zacieram łapki na myśl o sięgnięciu po „Dożywocie”.
Garść cytatów:
„Nie można przeżyć życia za kogoś, choćby nie wiem co. (…)
Każdy decyduje za siebie… i tylko za siebie potem dostaje od życia po głowie”.
(s. 106)
„Matylda zawsze powtarza, że z perspektywy czasu i wygodnego
fotela nawet największe tragedie i dylematy historii bardzo łatwo się
ocenia”.(s. 269)
~~*~~
Wyzwanie: Polacy nie gęsi
23 komentarze
Nie czytałam JESZCZE nic tej autorki.
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam "Nomen Omen" ;-)
UsuńPo "Dożywociu" wiem, że łyknę wszystko, co napisze autorka, więc i na "Nomen Omen" przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czy "Dożywocie" spodoba mi się jeszcze bardziej :)
Usuńteż jeszcze nie znam tej autorki.. od której jej książki polecasz zacząć? :) która jest taka najlepsza? :)
OdpowiedzUsuńKasiu, to było moje pierwsze spotkanie z autorką :) Wprawdzie nie mam więc porównania, ale myślę, że "Nomen Omen" nadaje się na pierwsze spotkanie :)
UsuńU mnie sytuacja wygląda podobnie, przeczytałam "Nomen Omen" i zostałam całkowicie zauroczona. Już się nie mogę doczekać "Dożywocia", poluję w bibliotece;)
OdpowiedzUsuńOby udało Ci się upolować jak najszybciej :))
Usuńnie znam tej pani ale dla taaakich boahterow warto sie zapoznac :D
OdpowiedzUsuńMożna z nimi naprawdę miło spędzić czas, chociaż właściwie nie wszystkich chciałabym spotkać naprawdę :))
UsuńPani Kisiel, zaskakująco dla mnie, napisała niezwykle urokliwą historyjkę. I trudno się od tego oderwać, gdy już zacznie się czytać. "Dożywocie" również fajne :)
OdpowiedzUsuńO tak, wciągająca historia :) Cieszę się, że "Dożywocie" Ci się podobało - mam nadzieję, że i ja się nie zawiodę :)
UsuńMiło, że pojawia się tam wątek Wrocławia, może odnajdę w nim coś znajomego! Już kilka miesięcy mam na półce "Dożywocie" tej autorki i moja siostra po przeczytaniu pognała od razu po "Nomen Omen", więc obie pozycje czekają na przeczytanie. Chyba jednak zostawię je na czas rozpoczęcia kolejnego semestru na studiach, skoro to taka rozluźniająca i poprawiająca humor lektura - wtedy może mi się to bardzo przydać :D
OdpowiedzUsuńNawet na końcu są mapy ;-) A humor na rozpoczęcie kolejnego semestru się przydaje - pamiętam jak mnie na przykład dobijało wielokrotne zmienianie planu - za każdym razem było coraz gorzej :))
UsuńBardzo chcę poznać twórczość mojej imienniczki :D
OdpowiedzUsuńA ta okładka... cudo!
Mi również okładka się podoba ;-)
UsuńMuszę poznać twórczość autorki, może akurat zacznę od ,,Nomen Omen" :)
OdpowiedzUsuńZachęcam ;-) I mam nadzieję, że humor autorki przypadnie Ci do gustu ;-)
UsuńDożywocie było cudownie cudaczne i pełne humoru, więc mam na uwadze Nomen Omen.
OdpowiedzUsuńA ja "Dożywocie" ;) Doszły mnie słuchy, że nawet lepsze od "Nomen Omen", ale zobaczymy :)
UsuńBardzo mnie to cieszy, że autorka potrafi ubrać wiele scen w humor i wpleść w nie trochę refleksji. Z dużą przyjemnością przeczytam. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała zapoznać się z twórczością tej autorki, więc z pewnością sięgnę po tę ksiażkę :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)