Katarzyna Bonda - Pochłaniacz
13.02.2015
Pierwsze spotkanie z prozą Katarzyny Bondy mogę uznać za
udane. Pozbawione wprawdzie wielkich zaskoczeń, totalnego zachwytu i poczucia,
że czytałam coś genialnego, ale pozwalające stwierdzić, że przyjemnie spędziłam
czas, a po kolejne tytuły autorki sięgnę bez obaw. Można być rozczarowanym zbyt
małą ilością kryminału w kryminale, ale już wcześniej przygotowałam się, że
„Pochłaniacz” poza zbrodnią i śledztwem zawiera też mocno rozbudowaną warstwę
obyczajową (podobnie pod tym względem pisze na przykład Läckberg). I wcale nie oznacza
to, że kryminałem być przestaje, ale to oczywiste, że takie podejście do tematu
nie każdemu musi przypaść do gustu. Sama dosyć dobrze odnalazłam się w stylu
autorki i wymyślonej przez nią historii, chociaż były chwile, gdy powieść nie
pochłaniała całej mojej uwagi.
Trójmiasto w latach dziewięćdziesiątych miało kolor
bursztynu i pachniało pieniędzmi, strumieniami płynącymi do kieszeni tych,
którzy potrafili się odpowiednio urządzić. Nietrudno wówczas było o nagłą
śmierć, a chociaż dzięki odpowiednim kontaktom da się zatuszować naprawdę
wiele, to może się okazać, że kiedyś prawda upomni się o swoje pięć minut. Wydaje się, że po dwudziestu latach wydarzenia z przeszłości
są tylko poszarzałym wspomnieniem, zamkniętą sprawą w policyjnych aktach, a morderstwo dokonane w
jednym z popularnych sopockich lokali nie ma z nimi nic wspólnego. Wiadomo
jednak, że nie ma muru których oddzielałby to, co było, od tego, co jest, a gdy
na scenie pojawiają się te same osoby, można być niemal pewnym, że wszystko
zacznie się ze sobą łączyć.
Sasza Załuska po kilkuletnim pobycie w Wielkiej Brytanii
wraca z sześcioletnią córką Karoliną do Polski. Na chwilę odkłada na boczny tor
karierę naukową w Instytucie Psychologii Śledczej w Hudderssfield na rzecz
zlecenia, które otrzymuje. Jako profilerka ma stworzyć portret kogoś, kto
podobno grozi zleceniodawcy. Szybko okazuje się, że kobieta wpadła w sam środek
spraw od których lepiej trzymać się z daleka. Oczywiście była policjantka nie
ma zamiaru stać bezczynie i przyglądać się kolejnym wydarzeniom – poza próbami
ustalenia kto zabił i dlaczego, będzie musiała postawić sobie wiele innych
pytań, między innymi dlaczego została w to wszystko wmanewrowana.
Przez dwadzieścia lat może się wydarzyć naprawdę wiele, ale
i tak ze zdziwieniem patrzyłam jak potoczyło się życie bohaterów,
których historię z przeszłości dopiero co poznałam. Zastanawiałam się na
przykład jak to się stało, że Marcin – chłopak z pociągiem do narkotyków i
dosyć lekkim podejściem do życia został księdzem, a niepozorny Janek Wiśniewki
alias Igła muzykiem, który nagrał wielki przebój i prowadzi intratny interes. Przed
chwilą widziałam w nich nastolatków, a już za moment obserwowałam ich dorosłe
życie bez wiedzy o tym, jak znaleźli się w tym punkcie. Oczywiście autorka z
czasem odkrywa przed czytelnikiem wiele faktów, ale robi to niespiesznie, co
tylko skutecznie podsyca ciekawość.
Sasza Załuska jest bohaterką, która poznajemy najlepiej i
możemy odnieść wrażenie, że wiemy o niej naprawdę sporo. Odeszła z policji po
zawaleniu ważnej akcji, wyjechała (a raczej uciekła) za granicę, by odciąć się
od wszystkiego, a powrót do kraju nie był dla niej łatwy. To ambitna i silna
kobieta, uparcie dążąca do celu, bez względu na okoliczności. Nie jest jednak z
kamienia i miewa chwile słabości, w których niebezpiecznie zbliża się do
butelek z alkoholem. Od siedmiu lat nie pije, ale zdaje sobie sprawę, że
wystarczy jeden łyk, by popłynąć z nurtem w przepaść. Po pierwsze podobało mi
się, że Katarzyna Bonda nie wepchnęła bohaterki od razu w żadne silne męskie
ramiona, co byłoby zabiegiem dosyć typowym. Problemy z alkoholem nie są może
specjalnie oryginalne (chociaż częściej w powieściach przypisywane mężczyznom,
tak jak chociażby u J. Nesbo), ale autorka pokusiła się o coś więcej niż tylko oznajmienie,
że Sasza ma problem, szerzej poruszając tę tematykę.
Przez powieść przewija się naprawdę wiele postaci, a
większość z nich ma znaczenie dla akcji, nawet jeżeli nie od razu to sobie
uświadamiamy. Śledczy zajmujący się sprawą morderstwa - Duchnowski zwany Duchem
– to niespecjalnie przyjemny w obejściu facet. Bywa zgryźliwy, ale tak naprawdę
da się go lubić. Łatwo poczuć za to od razu sympatię do Jacka „Jekylla”
Buchwica – technika kryminalistyki. Komendant Waligóra szybko znalazł się na
mojej liście tych, którym niekoniecznie trzeba ufać, a Waldemar Gabryś
rozbrajał mnie swoim zachowaniem i zadziwiał hipokryzją. Widać, że autorka
starała się nie tylko każdą osobę uzbroić w określoną paletę cech, ale
niejednokrotnie okrasić to dodatkowo historiami z przeszłości, by czytelnik
zdawał sobie sprawę, że to nie są ludzie tylko tej jednej chwili, że poza nią
mieli i mają jakieś życie.
Przyznam, że miałam nadzieję na większy pokaz umiejętności
Saszy Załuskiej i chyba trochę naiwnie wierzyłam, że zawód profilerki będzie
bardziej wyeksponowany. Dosyć długo musimy czekać żeby poznać jej umiejętności,
a chociaż wreszcie profil psychologiczny mordercy powstaje, to jego postać nie
intryguje tak, jak powinna.
Może jest trochę tak, że nastawiłam się na bardziej efektowne działania, na coś
bardziej wyrazistego. Po prostu spodziewałam
się czegoś więcej.
Akcja nie pędzi z zawrotną szybkością, chociaż pod koniec
oczywiście przyspiesza. Nie ma tu ekspresowego śledztwa rodem z amerykańskich
produkcji kryminalnych, ale to akurat plus - czasami policjanci stają w martwym
punkcie, innym razem wydaje się, że już wszystko jest jasne, ale oczywiście
rozwiązanie nie pojawi się tak szybko. Kluczem do sukcesu może się okazać
zapach, a sama procedura jego badania to jeden z kilku ciekawszych elementów,
które serwuje czytelnikowi autorka.
Początkowo szeroka przestrzeń z czasem coraz bardziej się zawęża, a kolejne elementy układanki wskakują na swoje miejsce. Pod koniec
zalecam naprawdę uważną lekturę bo inaczej można się w tych zawiłościach trochę
pogubić - gdy jednak się skupimy, to z pewnością zauważymy, że tworzą zgrabną i
logiczną całość.
Katarzyna Bonda stworzyła powieść, w której często zbaczamy
z drogi prowadzącej prosto do mordercy. Czasami okazuje się, że te eskapady po
umysłach bohaterów i ich przeszłości mają znaczenie dla głównej akcji, innym
razem stanowią element budowania bogatej warstwy obyczajowej. I o ile nie
przeszkadza mi, że autorka poruszyła wiele tematów i prowadziła mnie bocznymi
ścieżkami do finału, o tyle nie mogę nie zaznaczyć, że nie zawsze lektura była zajmująca. Chwilami trochę się nawet nudziłam, czekając na przyspieszenie
bicia serca na kolejnych stronach. Nie mogę napisać, że pisarka nie potrafi
budować napięcia bo zdarzały się takie momenty, że czułam niemal namacalną
potrzebę sprawdzenia co będzie dalej. A gdy odkryłam już wszystko, zamknęłam
„Pochłaniacza” i czekam na jeszcze więcej i jeszcze lepiej.
Garść cytatów:
„Wielkie szczęście zawsze słono kosztuje. Tylko kłopoty są
za darmo.” (s. 37)
„Nie ma ludzi złych, są tylko ci, którzy dokonali złych
wyborów lub nie dokonali ich wcale.” (s. 435)
„Życie to oddech. Mamy ograniczoną pulę uderzeń serca.
Niepotrzebnie marnujemy je na wahanie, strach, czy złość.” (s. 645)
Cztery żywioły Saszy Załuskiej
Wyzwania: Polacy nie gęsi
15 komentarze
Czytałam. I wiesz co.. zgadzam się z Tobą jak najbardziej. Oceniłam książkę bardzo podobnie :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że myślimy podobnie :) Z drugiej strony fajnie jest się też konstruktywnie nie zgadzać, a wiem, że w przypadku tego tytułu oceny są bardzo różne :)
Usuń"Pochłaniacz" stoi na mojej półce już dość długi czas i sam zastanawiam się, dlaczego ja go jeszcze nie przeczytałem?! Musze to zrobić jak najszybciej, bo widzę, że warto. Póki zaczytuję się w "Maszynie pisania" Katarzyny Bondy.
OdpowiedzUsuńPewnie było sporo innych książek które wpadały Ci w ręce :) Mnie "Maszyna do pisania" aż tak nie kusi - nie mam raczej pisarskich ambicji, chociaż pewnie nawet mimo to mogłabym z niej coś ciekawego się nauczyć. W każdym razie czekam bardziej na dalsze losy Załuskiej, ewentualnie przeczytałabym którąś z wcześniejszych powieści autorki :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa również mam ochotę na poprzednie książki autorki, chociaż priorytetem teraz staje się "Pochłaniacz" :)
UsuńCzekam na to samo. :D
OdpowiedzUsuńPodobał mi się "Pochłaniacz", ale miejscami też powieść mi się dłużyła. Mimo tego czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńNa mnie książka zrobiła bardzo dobre wrażenie, może dlatego że nie czytam kryminałów wiec nie mam porównania ☺ jednak bez wątpienia sięgnę po inne książki autorki.
OdpowiedzUsuńIm więcej się ich czyta, tym później trudniej o zaskoczenie, ale w "Pochłaniaczu" jest coś świeżego, a chociaż nie zachwyciłam się w stu procentach to całość oceniam dobrze :)
UsuńPo kolejne części sięgać będę bo bardzo mi się ta spodobała :) I zamierzam również zapoznać się z poprzednimi dziełami autorki :)
OdpowiedzUsuńRównież mam taki zamiar :)
UsuńCzytałam i ogólnie książka mi się podobała. Teraz czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńZapoznanie się z twórczością p. Bondy mam w planach już w dawna, jednak sama nie wiem dlaczego nie mogę tych zamiarów spełnić. Myślę jednak, że ten egzemplarz mógłby mi przypaść do gustu.
OdpowiedzUsuńMoja koleżanka studiuje dziennikarstwo na UŚ i miała warsztaty dziennikarskie z autorką. Kiedyś opowiadała mi, że w kontaktach bezpośrednich to bardzo sympatyczna i mądra kobieta :)
Mam wiele takich autorów/autorek, z którymi planuję się zapoznać od dawna, ale ciągle mi jakoś nie po drodze (np. Masterton, Hattam) - doskonale wiem więc co masz na myśli :)
UsuńNa pewno ciekawie byłoby w takich warsztatach wziąć udział, ale i spotkaniem za pośrednictwem książek potrafię się zadowolić :)
Zapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)