Suzanne Collins - Igrzyska śmierci
25.09.2014
Suzanne Collins, Igrzyska śmierci [The Hunger Games], tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz, Media Rodzina, 2009, 351 stron.
Igrzyska śmierci, tom 1.
Igrzyska śmierci, tom 1.
Uwielbiam takie zaskoczenia jak to, które
pojawiło się przy okazji lektury „Igrzysk śmierci”. Tak naprawdę nie miałam
zamiaru w najbliższym czasie zapoznawać się z popularną skądinąd powieścią
autorstwa Suzanne Collins. Zmobilizowałam się jednak ze względu na Blogowy Klub Książki. Lekturę zaczęłam bez większego entuzjazmu - wydawało mi się bowiem, że
to po prostu książka nie do końca trafiająca w mój czytelniczy gust. O tym, jak
bardzo się mylę, przekonałam się już po kilkunastu stronach, gdy historia
Głodowych Igrzysk wciągnęła mnie tak bardzo, że nie mogłam się od niej uwolnić.
Państwo Panem powstało na miejscu
zniszczonej Ameryki Północnej. Kiedyś złożone z trzynastu dystryktów, a obecnie
z dwunastu, jest zdecydowanie rajem na Ziemi. Niestety, tylko dla tych, którzy
są u szczytu władzy i z Kapitolu rozporządzają ludzkim życiem. Dramatycznym
przypomnieniem, że nikt nie powinien przeciwstawiać się panującym, są urządzane
co roku Igrzyska. Z każdego dystryktu losowanych jest dwoje uczestników – łącznie dwadzieścia cztery osoby nazywane
trybutami, które będą musiały stoczyć z sobą walkę o przetrwanie. A wszystko to
w otoczce wielkiego medialnego wydarzenia, czyniącego zabijanie (im bardziej
wymyślne i okrutne tym lepiej) rozrywką dla mas. I nieważne, że czyjaś córka
lub syn właśnie walczy o życie – liczy się władza jaką mają nad wszystkim
rządzący.
Codzienność mieszkańców poszczególnych
dystryktów różni się w zależności od tego, czy zalicza się on do bogatych czy
biednych. W Dwunastym głód zagląda w oczy tak często, że tu walka o przetrwanie
toczy się każdego dnia. Ciągłe poczucie osaczenia i towarzyszące mu
ograniczenia zabijają w ludziach wolę jakiejkolwiek walki. Nie wszyscy jednak
poddają się tej aurze bezsensu – gdy trzeba się troszczyć o rodzinę, wielu
znajduje w sobie pokłady ogromnej energii. Szesnastoletnia Katniss nauczyła się
dbać o siebie oraz o swoją siostrę i matkę. Nie spodziewa się jak nagle
zostanie wyrwana z otoczenia, które zna, by na śmiertelnej arenie stać się
jednocześnie ofiarą i myśliwym w Głodowych Igrzyskach.
Historia stworzona przez Suzanne Collins
nie jest raczej jedną z tych, które zmieniają nasze życie, wstrząsają do głębi
i wciskają się w każdy zakamarek serca. „Igrzyska śmierci” mają jednak wartość
jako opowieść, która wciąga nas w swoją rzeczywistość od pierwszej strony, a
trzymając w napięciu nie pozwala od siebie uciec myślami, dopóki nie dotrzemy
do ostatniej strony. To doskonała rozrywka, chociaż w kontekście całej akcji
określenie to jest i nie jest specjalnie właściwe. Mieszkańcy Panem nie mieli
wyboru – musieli uczestniczyć w tym barbarzyńskim spektaklu, którego scenariusz pisał Kapitol. Za mało dzieje się na arenie? Za mało krwi i
brutalności? Za mało śmierci? Organizatorzy z pewnością zadbają, by żaden z
telewidzów się nie nudził. I aby uczestnicy Igrzysk nie pozostawali zbyt długo
przy życiu. Czy w takiej sytuacji można w ogóle zachować resztki
człowieczeństwa?
Od momentu, w którym rozpoczynają się
Igrzyska nie mamy pojęcia co dokładnie dzieje się poza areną. Teoretycznie wiemy,
że sponsorzy wybierają swoich ulubieńców, mentorzy próbują jak najwięcej ugrać
dla podopiecznych, a mieszkańcy z zapartym tchem śledzą kolejne
wydarzenia. Jedni pewnie patrzą z przyjemnością na rozlew krwi, inni wpatrują
się w ekrany ze strachem i niedowierzaniem. Tego wszystkiego nie jesteśmy
jednak pewni. Zostaliśmy razem z Katniss jako narratorką zamknięci na arenie i
liczy się tak naprawdę tylko tu i teraz. Czasami tego spojrzenia z drugiej
strony mi brakowało, ale teraz myślę, że dzięki temu znacznie lepiej można
wczuć się w aurę zamknięcia w dosyć dużej, a jednocześnie klaustrofobicznej ze
względu na okoliczności, przestrzeni.
Powieść amerykańskiej autorki niesie ze sobą kilka
ważnych dylematów, choć czasami może się wydawać, że najbardziej liczy się
pędząca w zawrotnym tempie akcja. S. Collins udało się stworzyć taką historię,
którą czyta się błyskawicznie i takich bohaterów, którzy zapadają w pamięć.
Ktoś mógłby stwierdzić, że to tylko powieść młodzieżowa, ale nie jest to
przecież synonim literatury bezrefleksyjnej, mdłej i nijakiej. „Igrzyska
śmierci” pokazują jaką wartość ma hart ducha i wola przetrwania, jak również
to, że ograniczenie rozwiązań do ‘Ja albo Oni’, nie sprawia, że nie da się
pozostać sobą.
„(…)-Dobrze wiesz jak zabijać.
-Nigdy nie zabiłam człowieka.
-A właściwie co to za różnica? – pyta Gale
ponuro.
Najgorsze jest to, że jeśli zdołam
zapomnieć, że poluję na ludzi, nie będzie żadnej.” (s. 41)
„Co za
różnica, jaka jest prawda, przecież dzięki niej nie zdobędę jedzenia.” (s. 43)
19 komentarze
Ah, dawno temu się czytało, ale nadal tkwi w pamięci :)
OdpowiedzUsuń"Igrzyska śmierci" czytało mi się świetnie. Ostatni tom jeszcze przede mną, ale zamierzam niedługo przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJa już czekam na drugi :) Zarezerwowałam w bibliotece i mam nadzieję, że uda mi się w miarę szybko z nim zapoznać :)
UsuńJakiś impuls kazał mi właśnie kupić całą trylogię, więc wygląda na to, że zapoznam się z nią jednak wcześniej :)
UsuńJa właśnie doceniam "Igrzyska śmierci" za to, że nie są kompletnie pustą trylogią tylko mimo wszystko coś ze sobą wnoszą. Długo rozmyślałam nad światem stworzonym przez Suzanne Collins i często zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby oraz czy nasze życie będzie tak w przyszłości wyglądać? Bardzo lubię, wracam zarówno do książek jak i ekranizacji. "Kosogłos" nieco rozczarowuje zakończeniem. Jestem ciekawa jak ty je odbierzesz :)
OdpowiedzUsuńDokładnie! Chodzi o to, by w przystępnej formie zawrzeć jakiś przekaz. A co do przyszłości to wszystko, dosłownie wszystko, może się zdarzyć.
UsuńPlanuje ponownie przez premierę Kosogłosa przeczytac całą trylogię :) Książka jest świetna.
OdpowiedzUsuńCały czas mam jedynie w planach. A ostatnio niestety te plany mi nie wychodzą.
OdpowiedzUsuńJa już przestałam cokolwiek planować, bo w moim przypadku to jedynie rzucanie słów na wiatr. ,,Igrzyska śmierci" oczywiście ,,planuję" przeczytać, ale kiedy, tego nie wie nikt.
UsuńZnam to :) Plany planami, a wychodzi różnie :)
UsuńCałą trylogię pochłonęłam już dawno, w dwa czy trzy dni. To opowieść, która naprawdę mną wstrząsnęła i zemocjonowała jak należy - od początku do końca mi się podobała. :)
OdpowiedzUsuńU mnie może totalnego wstrząsu nie było, ale jednak całość bardzo przypadła mi do gustu :)
UsuńTrylogię zaliczyłam już nie pamiętam kiedy. Świetna :)
OdpowiedzUsuńCóż, chyba odstaję od normy, bo mnie jakoś nigdy to tej osławionej już trylogii nie ciągnęło...
OdpowiedzUsuńMnie przyznam też nie, ale cieszę się, że po Igrzyska sięgnęłam :) Jeżeli jednak nie masz w ogóle ochoty na lekturę to wiadomo - nic na siłę :)
UsuńJedna z moich ulubionych trylogii :)
OdpowiedzUsuńCała trylogia bardzo mi się podobała i teraz niecierpliwie czekam na ekranizację trzeciego tomu.
OdpowiedzUsuńCała trylogia bardzo się wyróżnia (na plus) jeśli chodzi właśnie o literaturę młodzieżową. To mądre książki i zawsze będę to powtarzać;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, że mój też nie, ale miło się zaskoczyłam :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)