Dennis Lehane - Wyspa skazańców
17.06.2013
Dennis Lehane, Wyspa skazańców [Shutter Island],
tłum. Sławomir Studniarz, Świat Książki, 2004, 303
strony.
Czy
można żałować obejrzenia dobrego filmu, którego fabuła nas wciągnęła i
zaskoczyła zakończeniem? Okazuje się, że tak, jeśli nagle sięgamy po książkę na
podstawie której ów film powstał. W tym przypadku nie chodzi jednak o to, że
pierwotna wersja jest lepsza/gorsza, ale, że czytając nie mamy możliwości przeżywać
tych samych emocji i niepewności jak przy poznawaniu danej historii po raz
pierwszy. Takie miałam odczucia wgłębiając się w „Wyspę skazańców”, która sfilmowana została
przez Martina Scorsese i na wielkim ekranie mogliśmy ją oglądać pod nieco zmienionym tytułem „Wyspa tajemnic”. Miałam wrażenie jakbym czytała po raz drugi tę samą książkę i mimo
że jest to pozycja naprawdę świetna i dopracowana, to fakt wcześniejszego zapoznania
z wersją filmową nieco odebrał mi przyjemność odkrywania tajemnic, które
przygotował pan Lehane.
Shutter Island to wyspa co najmniej niezwykła i
dokładnie to samo można powiedzieć o jej mieszkańcach – to przegląd osobowości,
których nie spotyka się na co dzień (a jeśli już to raczej trudno uznać to za
szczęśliwą okoliczność). Właśnie tutaj w szpitalu Ashecliffe umieszczani są
przestępcy, których stan psychiczny odbiega od tego, co przyjmowane jest za
normę. Każdy z pacjentów (jak mawia o nich jeden z lekarzy, wzbraniając się
przed nazywaniem ich więźniami) to historia, która niejednokrotnie powoduje
ciarki na plecach i niedowierzanie. Przykład? Trzymany jest tam mężczyzna, który zabił i
oskalpował swoich bliskich, a następnie zrobił sobie z ich skóry czapki. Poznamy
także kobietę, która utopiła trójkę własnych dzieci, a po tym zbrodniczym
czynie posadziła je przy stole by w ich towarzystwie zjeść śniadanie. Brzmi
makabrycznie, prawda? Pewnego dnia właśnie ta pacjentka znika. A raczej
rozpływa się w powietrzu, biorąc pod uwagę, że znajdowała się w zamkniętym
pokoju, a wydostanie się z wyspy,
tym bardziej bez butów, jest delikatnie mówiąc mało prawdopodobne.
Zadanie
rozwiązania tej zagadki i odnalezienia Rachel Solando otrzymuje szeryf
federalny Teddy Daniels, a pomagać mu ma jego nowy partner Chuck Aule. W chwili,
w której promem dostają się na wyspę rozpoczyna się niebezpieczna gra, a jej
wynik okaże się zaskakujący dla wszystkich. W Ashecliffe spotkają się bowiem z
sytuacjami, które trudno będzie wyjaśnić, pracownikami o nie do końca jasnych
intencjach i podejrzaną starą latarnią strzeżoną przez uzbrojonych strażników. Śledztwo
w sprawie zbiegłej kobiety stanie się jedynie preludium do o wiele bardziej
zawiłych wydarzeń. W ich centrum będzie musiał się odnaleźć Teddy zmagający się
z utratą żony o której nie jest w stanie zapomnieć i która nadal mu towarzyszy
mimo śmierci w pożarze domu. Przyjazd na wyspę odkryje przed szeryfem tajemnice,
choć niekoniecznie takie, jakich się spodziewał.
Dennis
Lehane od samego początku, od pierwszych stron buduje misterną opowieść, w
której najdrobniejszy gest, słowo czy wydarzenie ma znaczenie. To, co wydawało
się oczywiste z czasem przestaje być pewnikiem. Na samym końcu zostajemy postawieni przed faktem, że nawet wnikliwie
przyglądając się rozwijającej akcji trudno byłoby przewidzieć akurat takie
rozwiązanie. I co ciekawe choć pozornie wyjaśnia ono wszystko, tak naprawdę
nadal jesteśmy w stanie zawieszenia i niepewności. Lehane daje nam wybór, nie
narzucając jedynej prawdziwej wersji wydarzeń. Tych dwuznaczności w „Wyspie
skazańców” znajdziemy zresztą o wiele więcej.
Po
lekturze „Rzeki tajemnic” Lehane’a i sposobu w jaki wyposażył swoich bohaterów
w niepowtarzalne osobowości zastanawiałam się czy tym razem postaci będą równie
dobrze wykreowane. I wtedy na kartach książki pojawił się Teddy z całym swoich
wewnętrznym rozdarciem, próbami pogodzenia się z utratą ukochanej Dolores,
wojennymi doświadczeniami, poczuciem misji odkrycia prawdy o Ashecliffe,
walczący z napadami migreny, próbujący zrozumieć nie tylko to, co dzieje się na
wyspie, ale przede wszystkim samego siebie. Mieszanka iście wybuchowa, ale niepowtarzalna
i nad wyraz autentyczna.
Kolejne
elementy powieści także nie rozczarowują – opisy wyspy i klimat towarzyszący
rozwojowi akcji sprawia, że czujemy się jakbyśmy razem z Teddym, Chuckiem i
całą ferajną najniebezpieczniejszych szaleńców rzeczywiście na niej byli. Tempo
wydarzeń świetnie wyważone i niewątpliwie budujące napięcie. Nadal żałuję, że
całą fabułę znałam z wcześniej obejrzanego filmu i nie mogłam w pełni cieszyć
się z odkrywania kolejnych etapów śledztwa i niespodziewanych zwrotów akcji.
Niemniej miałam okazję po raz drugi przekonać się, że Dennis Lehane ma świetne
pióro i z przyjemnością przeczytam kolejne jego powieści, być może dając się zaskoczyć nieznaną
wcześniej historią.
„(…)
piękno rzeczy istnieje w umyśle tego, który ją ogląda”. (s. 26)
„(…)
przebudzenie to przecież niemal jak narodziny. Człowiek wynurza się pozbawiony
historii, potem, przecierając oczy i ziewając, usiłuje na nowo sklecić swoją przeszłość,
układa rozsypane okruchy życia w chronologicznym porządku, a na koniec zbiera
siły, żeby stawić czoło teraźniejszości”. (s. 30)
„Ten
świat na każdym kroku uświadamia tylko człowiekowi jego ubóstwo, przypomina mu,
czego nie ma, czego nigdy nie posiądzie i co utracił, nie zdążywszy się tym
nacieszyć”. (s. 85)
21 komentarze
Widziałam film. Był niesamowity. Zapisałam sobie tę książkę i zamierzam ją jak najszybciej przeczytać. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie moja ulubiona książka Lehane. :) Film też jest świetny. :)
OdpowiedzUsuńOoo brzmi świetnie! Musze zapisać autora i tytuł, żeby nie przegapić!
OdpowiedzUsuńNo właśnie to jest ten problem, przez który bardzo rzadko sięgam po książki po tym, kiedy wcześniej obejrzałem ich ekranizacje. Ciężka sprawa :) Ale ta książka jest po prostu świetna, fajnie że Ci się spodobała.
OdpowiedzUsuńTakże widziałam film... ale postawiłaś tak wysoką notę tej książce, że się za nią rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńJakże mi serce rośnie, gdy widzę, że Lehane staje się po wielu latach w końcu popularny w Polsce i to na szeroką skalę;)
OdpowiedzUsuńTa książka zrobiła mi pranie mózgu, do dziś pamiętam emocje towarzyszące jej ukończeniu, mimo że minęły już lata;)
Żałuję, że dopiero niedawno zwróciłam na tego autora uwagę, ale mam nadzieję to nadrobić i przeczytać wszystkie jego powieści :)
UsuńZrób to koniecznie! Szczególnie polecam Ci serię z Gennaro i Kenzie - no dla mnie skarb, wracam do niej co najmniej raz do roku:)
UsuńNa pewno sięgnę! :)
UsuńNie widziałam filmu i nie czytałam książki. Po przeczytaniu Twojej recenzji widzę, że będę musiała to nadrobić, bo warto:)
OdpowiedzUsuńPolecam sięgnięcie najpierw po książkę :)
UsuńSłyszałam wiele razy o ,,Wyspie tajemnic'', ale niestety nie miałam okazji sama poznać tej historii. Muszę to jednak szybko nadrobić skoro tak bardzo zachęcasz.
OdpowiedzUsuńNie oglądałam filmu i na całe szczęście, gdyż książkę koniecznie muszę przeczytać! Podobnie jak "Rzekę tajemnic".
OdpowiedzUsuńObydwa tytuły serdecznie polecam :)
UsuńJa również obejrzałam film... Dlatego jeszcze odczekam z lekturą tej książki, choć mam ją już na liście do zdobycia :-)
OdpowiedzUsuńwyglada ciekawie !
OdpowiedzUsuńFilm uwielbiam, dlatego koniecznie muszę przeczytać książkę! Niezmiernie podobały mi się kreacje postaci oraz atmosfera, mam nadzieję, że została żywcem wzięta z powieści.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o klimat to w książce jest równie dobrze (a może nawet lepiej!) :)
UsuńJeśli ktoś ma możliwość, to polecam przeczytanie po angielsku. Przyjemność jeszcze większa.
OdpowiedzUsuńSzczęście w nieszczęściu, że ja czytałem "Wyspę skazańców" 6 lat po tym, jak obejrzałem film i dzięki temu trochę zdążyłem zapomnieć. Koniec tej historii jednak pamiętałem i trochę zepsuło to efekt. Pamiętam, że po seansie miałem silniejsze odczucie, że właściwie istnieją dwa możliwe zakończenia. Po lekturze książki czułem już niestety, że jedno z nich jest zdecydowanie bardziej prawdopodobne. To gorsze z nich...
OdpowiedzUsuńFajnie byłoby się dać zaskoczyć tak totalnie, ale pamiętając zakończenie filmu byłoby z tym trudno :) Rzeczywiście na ekranie ta dwuznaczność zakończenia była bardzo silnie wyczuwalna.
UsuńZapraszam do dyskusji i dziękuję za każde pozostawione słowo :)